28 grudnia 2014

czapy i smocze rękawiczki

Dawno, dawno temu byłyśmy z R. na polowaniu w lumpeksie. No i upolowałam kilka kłębków wełnianej włóczki. A że biednej R. było zimno w bańkę to jej wydziergałam taką czapę w warkocze.



R. twierdzi, że czapa jest ciepła, mimo że jak widać, nie jest zbyt ciasno dziergana. Ale wełna to wełna.
A to wcześniejsza czapa R. mojego autorstwa. I smocze rękawiczki. Ten warkocz na rękawiczce kojarzy mi się ze smokiem. Tylko trochę się kulkują. Głupi akryl. Ale trochę lat już mają.



27 grudnia 2014

śnieżynki

Na święta w zeszłym roku robiłam śnieżynki na szydełku. Potem rozdawałam. A jeszcze później dowiedziałam się, że śnieżynki są wykorzystywane. Fajnie, co? Tak wygląda fragment choinki R.


W tym roku, po zapoznaniu się z frywolitkami, stwierdziłam, że śnieżynki zrobione za pomocą tej metody są  bardziej efektowne. Postanowiłam od początku adwentu takie robić i rozdawać, ale tak się złożyło, że szyłam w tym czasie dużo rzeczy (np. prezentów), a dodatkowo kolokwia zabierały mi czas, więc nic z tego nie wyszło. Za to nazbierałam dużo schematów. Mam zamiar je wykorzystać po świętach. Bo niby dlaczego nie? Toż to symbol zimy, nie świąt. A rozdawać dobrym ludziom jakieś pierdółki, lubię cały rok.


23 grudnia 2014

geodeci

Tak się jakoś złożyło, że otaczają mnie geodeci. A niektórych z nich lubię na tyle, że daję im prezenty. I właśnie na potrzebę prezentu powstał ten nadruk. Za pomocą moich super-ekstra szablonów. instrukcja na dole.
Jeden z geodetów jest też, jak widać, koszykarzem.


22 grudnia 2014

skórzane torebki prezentowe

Dostałam kiedyś od R. trochę skór. Uszyłam ręcznie dwie torby. Męczące to było i wychodziło koślawo. Więc przez pewien czas skóry leżały nie ruszane. Ale święta się zbliżają. A Mi marudziła, że nie ma ładnych kopertówek. To uszyłam jak umiałam najładniej. I jest taka o, ale przynajmniej mam prezent.

21 grudnia 2014

torby

Smoczyca miała torbę. A nawet dwie. Były bardzo pojemne, a wcale nie było tego po nich widać. Taka magia. Ale torby były już sfatygowane, więc postanowiłam uszyć nowe. Jedną dla Smoczycy, a drugą dla siebie.
Najpierw powstała torba Smoczycy, i mimo że wymiary były identyczne jak w pierwowzorze, to widać było po niej, że jest wielka. To ją zmniejszyłam. Smoczyca dostała torbę na urodziny i stwierdziła, że i tak jest za duża, ale nie chce już przeróbek. Jak nie, to nie. Za to swoją zmniejszyłam.

Wykroiłam ją z takich części:


14 grudnia 2014

sweter ażurowy

Próbowałam zrobić całkiem ażurowy sweter, wymyśliłam jakiś ścieg i wydziergałam, ale mi mówili, że wygląda jak kolczuga. To go sprułam i zrobiłam taki. Ten już nie jest podobny do kolczugi, ale na samym środku ma błąd.
Dżejms błąd.


10 grudnia 2014

bluz

Kiedy zobaczyłam taką bluzę na makowej stronie od razu pomyślałam o Mi. Ona lubi krzywe suwaki i duże kołnierze. I faktycznie, spodobała jej się bardzo, ale głupia Mi nie chciała znaleźć materiału na nią. Marudziła, że ciepłe by chciała, ładne i wełna najlepiej (bo Mi kocha wełnę). Aż w końcu sama znalazłam. Ładne, ciepłe i  wełniane, zgodnie z życzeniem. Mi zaakceptowała. I tak powstał czokapik. Tzn. bluz.



 Bluza musiałam stopniować, bo Mi jest niewielka. Ale jest też szeroka, więc węższą, skośną część przodu musiałam poszerzać dodając trójkąt o podstawie ok 5 cm. Poza tym szyło mi się bardzo dobrze, jeśli nie liczyć zrywania nitki, ale to już wina niewyregulowanej starej maszyny... Bardzo pomogła mi instrukcja Aleksandry. Zatem, nie będę już pisać jak to szyłam.
Mi chwali się bluzem na prawo i lewo, więc chyba jest zadowolona. Mnie by tam brakowało kieszeni. Ale mi wszędzie ich brakuje.
A tak wygląda bluz po 2 latach użytkowania:


28 listopada 2014

spodnie z zasłony

To było moje pierwsze zetknięcie z konstruowaniem. Napaliłam się strasznie i przy pomocy tej instrukcji skonstruowałam sobie spodnie. Ale nie uwierzyłam, że mogą od razu leżeć dobrze, więc uszyłam je z częściowo podartej powłoczki. I dobrze, bo okazało się, że w biodrach leżą całkiem nieźle, ale niżej są workowate i wiszą jak okropnie spodnie z lat 90.
Po próbach zwężania, zaczęło się coś marszczyć w kroku. Nie zniechęciłam się zbytnio, bo na makowej stronie był wykrój na rurki. A że w szafie miałam zasłonę z lumpeksu za 9 zł to i o materiał nie musiałam się martwić.
Wykrój zmodyfikowałam, bo chciałam mieć spodnie z normalnymi kieszeniami i rozporkiem bez żadnych zakładek tylko z karczkiem. I tak moje pierwsze próby konstrukcji skończyły się skorzystaniem z wykroju. Dzięki temu nie marnowałam już więcej powłoczek, bo dobrze wpisuję się w papaverową rozmiarówkę i ich ubrania w miarę dobrze na mnie leżą. Tylko żeby nie było, że po prostu zerżnęłam wszystko z wykroju. Zmiany sama skonstruowałam i wprowadziłam. Dumna z siebie jestem, że hej. Niestety pasek też wykorzystałam skonstruowany, czyli po prostu prostokąt, przez co odstawał i musiałam kombinować z zaszewkami. Papaverowy od razu był łukiem. Trza im ufać.



24 listopada 2014

dinożarł

Nie wiem dlaczego akurat dinozaur. Miałam wizję to dążyłam do jej urzeczywistnienia. I w ten sposób powstał. Taki Tyranozaur, tylko się uśmiecha.


10 listopada 2014

walnut

Mazianiem też się zajmuje. Namazałam już mamuta i orła (który niestety wygląda jak pokrzywdzony przez los, więc nie zostanie opublikowany; mamuta opublikuje jak go złapię). A teraz walnęłam jeszcze nuta. Dlaczego orzech? Nie wiadomo. Jak wybrałam się na zakupy po podkład dla moich dzieł (tzn. koszulki) i zobaczyłam ten kolor, to jakoś tak naszła mnie wizja dużego, nierównego orzecha włoskiego na tym tle. No to jest. Zabrakło mi talentu żeby wyszedł lepszy, ale Mi twierdzi, że widać co to. Żeby nie było wątpliwości podpisałam.
Dziad dostanie kolejną koszulkę.



Orzecha mazałam bez dodatkowych ułatwień, ale podpis powstał za pomocą szablonu. To mój fantastyczny sposób na szablony termo-przylepne. Na zachodzie taki termo-przylepny papier zwą "freezer paper".
Otóż bierze się kartkę papieru z wydrukiem czegoś (w tym przypadku napisu "walnut"), kładzie wydrukiem do dołu, a na to kładzie się kawałek zwykłej folii spożywczej i prasuje przez jakąś cienką szmatkę rozgrzanym żelazkiem (ja prasowałam rozgrzanym do maksimum).
Wtedy folia się przykleja. Do wszystkiego. Żelazka też, stąd ta szmatka, ale i tak trzeba uważać.
Potem odrywa się szmatkę od kartki i wycina się szablon.
Po przyłożeniu do koszulki (oczywiście folią do dołu) i zaprasowaniu, szablon jest przyklejony i można malować nie martwiąc się o wycieki, przecieki i nierówności (no chyba, że się krzywo wycięło).
Z odrywaniem szablonu, wbrew pozorom nie powinno się czekać aż farba trochę przeschnie, bo to mimo wszystko papier i rozmięka przez co mogą powstawać wylewy za linię. Więc odrywac najlepiej od razu po skończeniu wypełniania. Akurat napisy wychodzą mi nieźle. Chyba, że tak jak tu koślawo wytnę..

23 października 2014

sukienka czerwona

Po uszyciu zielonej sukienki wiedziałam już jak mam nie robić. To trochę ułatwiało sprawę. Odważniej wzięłam się za kolejną kiecę z makowej strony, która mi wpadła w oczy. Wykrój jest tutaj (klik). Uszyta jest z bawełny bez domieszek, przez co gniecie się jak nieszczęście. Nie popełniłam już tych błędów co za pierwszym razem, ale w tym przypadku to wykrój nie był dopasowany do mnie. I znowu musiałam kombinować. Taki już mój los.


Ale jak na drugie szycie w życiu nie jest źle.

2 października 2014

Nosferatu

Nosferatu - wampir. Bohater niemieckiego filmu, żeby było ciekawiej - niemego. Powstał w 1922 roku. Jest to jeden z najstarszych horrorów w historii kina. Pierwszy raz zetknęłam się z tym filmem, chyba z 8 lat temu, Podczas nocnych wędrówek po kanałach telewizyjnych. Bardzo klimatyczny film. Mój zachwyt został uśpiony, kiedy przez kilka lat nic mi o tym filmie nie przypomniało. A co to ma do dłubania?

 

Ano pewnego dnia dostałam w prezencie książkę z szydełkowymi stworkami (klik). I o ile kopiowanie cudzych dzieł było mało w moim stylu, to sama idea zrobienia Nosferatu (i innych potworów) na szydełku, mnie urzekła. Bezczelnie zerżnęłam pomysł i od tamtej pory Nosferatu towarzyszy mojemu pendrajwowi.
Nawet na obronie pracy inżynierskiej ze mną był. Tylko komisja nie poznała, że to wampir...


Z wyżej wspomnianej książki zerżnęłam nie tylko Nosferatu, (jak kupiły książkę, to sobie zażyczyły zapłaty) ale o innych potworach będzie innym razem.

twór: wampir Nosferatu
rok powstania: ok. 2011
miejsce zamieszkania: z pendrajwem, gdzieś w mojej torebce
schemat: z książki, ale sztywno się go nie trzymałam

30 września 2014

kółka matematyczne

Zobaczyłam gdzieś w internecie takie kółka. Spodobały mi się więc pomyślałam, że Mi też mogą się podobać, a że zbliżały się jej urodziny to akurat miałam okazję. W dodatku nie musiałam się spieszyć, bo Mi siedziała gdzieś na Bałkanach, czy w jakimś innym Bliżejnieokreślonymmiejscu. Narysowałam kółka, podziurkowałam i zaczęłam przeglądać kursy haftu matematycznego, bo tak się nazywa ta technika. Nie ma w tym nic skomplikowanego, tylko jest trochę czasochłonne. Największym problemem było dobranie kolorów nici, z tych, które mam. Przecież nie będę kupować, skoro mam ich pierdyliard. Jakoś się udało choć nie są idealnie dopasowane.
Ciekawe przykłady haftu matematycznego można znaleźć w internecie. Fajna z tego zabawa, ale komu ja bym miała dać te wszystkie obrazy..?

na żywo wygląda lepiej...

9 września 2014

rower

Mi ma rower. Rower jest czerwony. Mi go kocha. Ta miłość prawie ją zabiła, ale Mi ciągle kocha swój rower. A teraz ma drugi. Też czerwony. Ten też kocha.




Zrobiony jest na szydełku. Wystarczy znać półsłupki. Za stelaż posłużyły aluminiowe druty, którymi w Miasteczku mocowane są ogłoszenia o planowych wyłączeniach prądu. Ogłoszenia spływają wraz z deszczem, a druty zbieram ja.


twór: rower
rok powstania: 2008 (?)
miejsce zamieszkania: z Mi
schemat: absolutny brak jakiegokolwiek schematu

2 września 2014

rekin

Jak robię jakieś istniejące stworzenia, to lubię je robić podobne do oryginałów. Oczywiście nie zawsze to wychodzi - trudno zrobić np. realistycznego szydełkowego człowieka. Ale z rekinem tak było - chciałam żeby był realistyczny. Zawsze to większe wyzwanie. Miałam szary kordonek i niemiłosiernie nudziłam się na praktykach. Więc zabijałam czas dłubiąc na szydełku. Nie miałam dostępu do internetu ani żadnego rekinowego zdjęcia. Trza było dłubać z pamięci. Oczywiście rekin nie jest jakoś wybitnie skomplikowany, ale chciałam zachować jego charakterystyczny kształt.
Wyszedł taki:



17 sierpnia 2014

pajaki, pajaki!

Pająk Antoni.
Tego jako jednego z nielicznych nie improwizowałam (wtedy jeszcze się uczyłam szydełkować), tylko dłubałam ze schematu, szczegóły tylko dodając od siebie. Niestety, to było tak dawno temu, że nie mogę go znaleźć. Jakby ktoś potrzebował pająkowego schematu wystarczy wpisać w Gugla - coś się znajdzie. Nogi usztywniłam mu czarnymi drucikami.
Pająk długo mieszkał u mnie czekając na właściciela. Teraz mieszka u Dziada i dobrze mu się wiedzie. Zaprzyjaźnili się.


13 sierpnia 2014

sukienka zielona

Zawsze ciągnęło mnie do szycia. Jak byłam całkiem mała szyłam w ręku koślawe maskotki ze szwami na wierzchu. Potem, w podstawówce, wypożyczyłam książkę o szyciu maskotek i uszyłam mamie poduszkę na szpilki trzymaną przez myszy. Wtedy już wiedziałam jak chować szwy.
W gimnazjum znalazłam w domu stare, mamine Burdy z lat 90 i zapragnęłam szyć różne części garderoby, jednak taki ogrom ręcznego dłubania skutecznie mnie odstraszał. Pewnego dnia odkryłam makową stronę i chęć szycia stała się moją obsesją. Tymczasem w domu miałam tylko starego, zepsutego Łucznika i niesprawną maszynę niemieckiej produkcji. Byłam zdeterminowana i poważnie rozważałam uszycie sukienki ręcznie.
Aż w końcu, w zeszłym roku, dostałam od babci starą, ale działającą maszynę do szycia i mogłam zacząć wyżywać się krawiecko.


Jak widać manekin ma za mały biust. W ogóle jest trochę za szczupły do tej sukienki, ale częściowo złe układanie się kwestia mojego braku umiejętności i braku ... prasowania.

Jako pierwszą uszyłam kiecę ze wspomnianej makowej strony (klik).

11 sierpnia 2014

frywolitki - biżuteria

Frywolitki zaczęłam dłubać w zeszłe święta Bożego Narodzenia, po tym jak pod choinkę dostałam potrzebne do tego akcesoria - czółenko i igłę.
Na początek robiłam proste niewiadomoco (schemat) i jakieś nikomu niepotrzebne kwiatki, gwiazdki/śnieżynki i inne pierdoły. Więc na święta i nowy rok mama i Mi zostały uszczęśliwione koślawymi prototypami frywolitek.


Potem wydłubałam kolczyki dla Pyzy w dwóch kolorach.




a potem bransoletki dla R. (wymyślałam na bieżąco na podstawie internetowych inspiracji). Ich zdjęcia raczej już nie zdobędę. Prezenty są już porozdawane, ale jak dorwę zdjęcia to wrzucę.

30 lipca 2014

lawenda

Z tegorocznych lawendowych plonów wydłubałam taki oto wianek i "konuśną pałę" jak ją nazwała Mi. Skończyły jako prezenty urodzinowe dla R. - największego wielbiciela tej rośliny jakiego znam.
Mi, jak na Mi przystało, zamiast się bawić w robienie banalnych dekoracji, wolała lawendę zjeść.


Wizję miałam, lawendę też, (i poparzenia słoneczne, których się nabawiłam podczas jej ścinania) nie miałam tylko pojęcia gdzie szybko dostać bazę pod wianek (lawenda z każdą minutą robiła się bardziej sucha), więc zrobiłam go ze zrolowanej i skręconej gazety, owiniętej dodatkowo papierową taśmą malarską - potrzeba matką wynalazków. Drut florystyczny dostałam w kwiaciarni. Jak widać trochę lawendy mi zabrakło na pełny okrąg. To przez żarłoczną Mi.


Natomiast do konuśnej pały nie potrzeba było nic poza lawendą i mocną nitką. No i ewentualnie wstążką- do dekoracji.

9 lipca 2014

początek - szydełko - zwierzyniec

Dawno, dawno temu, w 5 klasie, na języku polskim p.B., jako pracę domową kazała zrobić zakładkę do książki. Technika i materiał były dowolne. Ja wymyśliłam sobie szydełkową. Pochwaliłam się wszystkim, że taką zrobię budząc podziw i szacunek. fajnie było, tyle że nie umiałam zrobić nawet półsłupka. No ale stwierdziłam, że skoro Mi potrafi to ja tym bardziej mogę się nauczyć. Mama była sceptycznie nastawiona, ale pokazała mi jakiś najprostszy wzór. Coś zrobiłam, ale koślawe toto było jak nieszczęście, dziurawe i brzydkie. Miałam dosyć, płakałam, ale robiłam. Mama się w końcu zlitowała i wspólnie z Mi dokończyły za mnie. Dzieło nie zgadzało się z moja pierwotną wizją, wstyd mi było, ale po takich zapowiedziach nie mogłam przynieść innej zakładki. P.B. nie omieszkała zauważyć, że koślawa, ale postawiła mi chyba 4.
I tak znienawidziłam szydełko.





twór: koty Zbigniew i Grażyna
rok powstania: ok. 2007
miejsce zamieszkania: u Pyzy
schemat: toż to walec z przyległościami

Po wielu latach na przełomie gimnazjum i liceum przypomniałam sobie znowu o tym wynalazku. Wygrzebałam z szuflady jakieś przedpotopowe babcine szydełko, poczytałam, pooglądałam gazety z kursami, obrazki w internecie i postanowiłam zrobić kulkę. Jak już zrobiłam kulkę to dorobiłam jej ogonek i tak powstała wisienka. Potem zrobiłam jeszcze drugą. I mogłam już zrobić właściwie wszystko. Dłubałam spersonalizowane prezenty i rozdawałam. Powstały koty, lis, mysz, wrona, kiwi, mrówka i inne. Większość zaginęła w zawierusze dziejów. Te, do których mam dostęp dopiero teraz doczekały się sesji zdjęciowej, więc ich stan jest jaki jest.
Pyza dostała koślawe koty. Jak widać mistrzem jeszcze nie byłam. Czarno-biały to Zbigniew, Grażyna jest różowa.


Jako jednego z pierwszych zrobiłam też mamuta. Dziad się z nim nie rozstawał i przez pół roku (co najmniej) mamut zwiedzał świat podróżując w jego kieszeni. Trochę się splaszczył, ale trzyma fason.
Poznajcie mamuta. MAMUT mówię, nie słoń.


twór: mamut
rok powstania: ok. 2009
miejsce zamieszkania: u Dziada
schemat: improwizacja

8 lipca 2014

Ahoj!

Przedstawiam Wam mojego bloga. 
Będzie można tu spotkać twory wydłubane w niedalekiej przeszłości. 
Większość rzeczy robię i oddaję jako prezenty, a potem nie mam do nich dostępu i zapominam, że w ogóle powstały. Blog to rodzaj pamiętnika.

k.