28 listopada 2014

spodnie z zasłony

To było moje pierwsze zetknięcie z konstruowaniem. Napaliłam się strasznie i przy pomocy tej instrukcji skonstruowałam sobie spodnie. Ale nie uwierzyłam, że mogą od razu leżeć dobrze, więc uszyłam je z częściowo podartej powłoczki. I dobrze, bo okazało się, że w biodrach leżą całkiem nieźle, ale niżej są workowate i wiszą jak okropnie spodnie z lat 90.
Po próbach zwężania, zaczęło się coś marszczyć w kroku. Nie zniechęciłam się zbytnio, bo na makowej stronie był wykrój na rurki. A że w szafie miałam zasłonę z lumpeksu za 9 zł to i o materiał nie musiałam się martwić.
Wykrój zmodyfikowałam, bo chciałam mieć spodnie z normalnymi kieszeniami i rozporkiem bez żadnych zakładek tylko z karczkiem. I tak moje pierwsze próby konstrukcji skończyły się skorzystaniem z wykroju. Dzięki temu nie marnowałam już więcej powłoczek, bo dobrze wpisuję się w papaverową rozmiarówkę i ich ubrania w miarę dobrze na mnie leżą. Tylko żeby nie było, że po prostu zerżnęłam wszystko z wykroju. Zmiany sama skonstruowałam i wprowadziłam. Dumna z siebie jestem, że hej. Niestety pasek też wykorzystałam skonstruowany, czyli po prostu prostokąt, przez co odstawał i musiałam kombinować z zaszewkami. Papaverowy od razu był łukiem. Trza im ufać.



24 listopada 2014

dinożarł

Nie wiem dlaczego akurat dinozaur. Miałam wizję to dążyłam do jej urzeczywistnienia. I w ten sposób powstał. Taki Tyranozaur, tylko się uśmiecha.


10 listopada 2014

walnut

Mazianiem też się zajmuje. Namazałam już mamuta i orła (który niestety wygląda jak pokrzywdzony przez los, więc nie zostanie opublikowany; mamuta opublikuje jak go złapię). A teraz walnęłam jeszcze nuta. Dlaczego orzech? Nie wiadomo. Jak wybrałam się na zakupy po podkład dla moich dzieł (tzn. koszulki) i zobaczyłam ten kolor, to jakoś tak naszła mnie wizja dużego, nierównego orzecha włoskiego na tym tle. No to jest. Zabrakło mi talentu żeby wyszedł lepszy, ale Mi twierdzi, że widać co to. Żeby nie było wątpliwości podpisałam.
Dziad dostanie kolejną koszulkę.



Orzecha mazałam bez dodatkowych ułatwień, ale podpis powstał za pomocą szablonu. To mój fantastyczny sposób na szablony termo-przylepne. Na zachodzie taki termo-przylepny papier zwą "freezer paper".
Otóż bierze się kartkę papieru z wydrukiem czegoś (w tym przypadku napisu "walnut"), kładzie wydrukiem do dołu, a na to kładzie się kawałek zwykłej folii spożywczej i prasuje przez jakąś cienką szmatkę rozgrzanym żelazkiem (ja prasowałam rozgrzanym do maksimum).
Wtedy folia się przykleja. Do wszystkiego. Żelazka też, stąd ta szmatka, ale i tak trzeba uważać.
Potem odrywa się szmatkę od kartki i wycina się szablon.
Po przyłożeniu do koszulki (oczywiście folią do dołu) i zaprasowaniu, szablon jest przyklejony i można malować nie martwiąc się o wycieki, przecieki i nierówności (no chyba, że się krzywo wycięło).
Z odrywaniem szablonu, wbrew pozorom nie powinno się czekać aż farba trochę przeschnie, bo to mimo wszystko papier i rozmięka przez co mogą powstawać wylewy za linię. Więc odrywac najlepiej od razu po skończeniu wypełniania. Akurat napisy wychodzą mi nieźle. Chyba, że tak jak tu koślawo wytnę..