30 grudnia 2015

kula ziemska

Już od dawna chciałam zrobić szydełkową kulę ziemską, ale nie bardzo wiedziałam jak się za to zabrać. Czy zrobić niebieską kulkę, a potem powyszywać na niej kontynenty, czy może od razu szydełkować razem z kontynentami, ale jak wtedy dobrać odpowiednią skalę?


28 grudnia 2015

dziadowy garnitur

Nie podobał mi się garnitur Dziada. Nie mogłam na niego patrzeć. Za luźne toto, kolor ma niespecjalny i w ogóle mój piękny, zgrabny i młody Dziad wygląda w nim jak stary dziad. No i się porwałam z motyką na słońce. W sumie i tak poszło mi zaskakująco dobrze jak na kogoś bez żadnego doświadczenia w tym zakresie. Niby miałam dużo czasu, bo Dziad raczej unika takich strojów. W sumie zajęło mi to ponad rok, ale tuż przed ślubem Mi nerwowo go kończyłam.
Wykrój marynarki jest z kwietniowej Burdy 2014. Pozmieniałam go mocno. Stójkę i kołnierz wydłużyłam, trochę zwęziłam w talii i przede wszystkim zwęziłam rękawy. Spodnie z Burdy mi się nie podobały przez zakładki, więc wykrój wzięłam z papavero. Chyba mogłam wziąć rozmiar większe. Ale skoro wybredny Dziad nie marudzi zbytnio to nie mogą być tragiczne.


to nie jest dobra poza do prezentowania garnituru, ale Dziad ma taki styl. Normalnie wszystko układało się trochę lepiej, ale to jedyne zdjęcie ze ślubu, na którym go w miarę dobrze widać w całości.

26 grudnia 2015

drewniany niedźwiedź

Zastanawiałam się jakie zwierzęta lubi Zakapior. Ustaliłam i upewniłam się, że niedźwiedzie. No tak, przecież nawet z nimi rozmawiał. Już wcześniej myślałam o wydłubaniu dla niego niedźwiedzia - wydał mi się dosyć łatwy do rzeźbienia, bo nie ma odstających elementów, które ewentualnie miałyby ochotę się odłupać. I faktycznie, brak długich i cienkich odstających elementów mnie przekonał, choć tym razem już nie obyło się bez samookaleczenia.



25 grudnia 2015

ewolucja i nie bmx

Franusiowi podobała się koszulka z ewolucją i Dżordanem. Tylko, że on nie ma pojęcia o koszykówce. Nie wiedział nawet, że to Dżordan, a kim on jest też wiedział bardzo mgliście. I sam wymyślił sobie zakończenie ewolucji. Jak na Franusia przystało wybrał bmx. Całkiem dobry pomysł. Długo na nią czekał. Ale ponieważ ostatnio Franuś zachowuje się dużo lepiej, to pod choinkę dostał ode mnie właśnie tą koszulkę. Tym razem zasłużył.


Trochę koślawo, ale robiłam po nocy i chora, a Franuś i tak pewnie nie zauważy. Szablon najlepszy na świecie, ten co zawsze. Kolor nienajlepszy, ale innej koszulki męskiej nie miałam. Zresztą i tak jak Franuś zobaczył nadruk to zawył ze szczęścia i na kolor nie zwracał już uwagi. Potem stwierdził, że szkoda, że to mtb, a nie bmx. A przecież brałam kształt z gógla po wpisaniu bmx i ze strony z różnymi sylwetkami bmxów, ale jak zgłębiłam sprawę różnic między mtb a bmx, to wynika, że są niewielkie, ale wystarczające żeby nawet na takim obrazku było widać, że to nie ten co powinien. Nawet Dziad zauważył, że to mtb. Dlaczego nikt nie uświadomił mnie wcześniej, że tych sprzętów jest kilka rodzajów?

24 grudnia 2015

drewniane broszki

Prezenty! Się rozkręciłam z tymi fachowymi prezentami. Postanowiłam potraktować poważnie mój pirograf (od kiedy go dostałam wypalałam tylko jakieś pierdoły na drewnie, które i tak szło do kominka) i wykorzystać go do zrobienia prezentów, a nawet jak nie "tów" to przynajmniej "tu". Od razu miałam wizje małej drewnianej broszki. A obok broszki potraktowanej pirografem zwizualizowała się broszka intarsjowana. Zatem wykorzystałam obie metody. Najpierw załatwiłam sobie dębowe kółeczka (początkowo miały być elipsy, ale trudniej je wyciąć i już nie chciałam kombinować), a potem zaczęłam się wyżywać artystycznie - wiercenie kółeczek to przecież ordynarne stolarstwo. Najpierw wypaliłam oset. Na drewnie, znaczy. Dla Mi. Ona lubi chwasty. Zresztą kto nie lubi ostu?!


10 grudnia 2015

drewniany pingwin

Wymyśliłam sobie, że mogę dawać prezenty związane z moim fachem. Tak mi przyszło do głowy i nie chciało pójść. I tak zrobiłam. Wyrzeźbiłam pingwina. Dziad lubi pingwiny. Są zabawne. I dlatego dostał go w prezencie mikołajkowym.



5 grudnia 2015

frywolitkowe śnieżynki

Śnieg w Miasteczku już padał, a i przy okazji adwent się zaczął, więc robienie frywolitkowych gwiazdek jest całkowicie uzasadnione. Można potraktować to jako przygotowania do świąt i nastawienie się psychiczne na zimę. Wykorzystałam różne frywolitkowe schematy śnieżynek jakie znalazłam, które nie były zbyt duże, żeby nie wyszły z nich serwety.
I nie, nie mam już w domu choinki - to jodła z ogrodu.

tu widać dwie śnieżynki z pomyłką - są pięcioramienne, a powinny być sześcioramienna, jakoś mi się skróciło, ale w tej wersji też wyglądają nieźle.

30 listopada 2015

torba z ptakiem

Smoczyca kocha Liwerpól. Ja się na tym w ogóle nie znam, ale wedle zasady przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi też ich lubię. Chociaż nie na tyle żeby oglądać. Zdecydowanie wolę koszykówkę czy siatkówkę. Ale nic straconego, Smoczyca ich ogląda, czyta o nich i myśli, i opowiada mi wszystkie nowinki. Niewiele z nich rozumiem, ale się staram. A skoro Smoczyca ich lubi to nie mogą być źli. W kilku moich zeszytach mam dowody na jej miłość do nich. I dlatego z okazji urodzin Smoczyca dostała ode mnie prostą zakupową torbę z ptakiem, który, z tego co mi tłumaczyła, jest jakąś dziwną mieszanką różnych gatunków i oczywiście logiem Liwerpólu.

a takie urocze ściany (i gazrurki) mamy w pracowni

14 listopada 2015

żółw nindży

Skoro żółw jest nindży to musi zamieszkać ze Smoczycą. Nie wolno ich rozdzielać. Co prawda żółwie były jej obojętne, ale nindża ją przekonał. Od teraz je lubi.



23 października 2015

nindża

Smoczyca to fajny typek. Dlatego postanowiłam dać jej jakiś prezent. Myślałam i myślałam, i nie wymyśliłam nic, ale Smoczyca sama wymyśliła co chce. Padło na nindże.



19 października 2015

tapicerowanie

Mi miała krzesła. A właściwie nie miała, więc jak się trafiły zdobyczne, noszące ślady użytkowania i chałupniczych interwencji w związku z tymi śladami, to nie marudziła. Były stare, ale krzesła jak krzesła. Stabilne konstrukcyjnie utrzymywały siadaczy i nie miały wielkich braków poza paskudną szmatą na wierzchu przetartą w kilku miejscach. A że tapicerowanie to prawie w moim zawodzie, Mi zaproponowała współpracę.

Zaczęło się od destrukcji. Rozmontowałyśmy krzesło, oderwałyśmy starą tkaninę i na jej podstawie przygotowałyśmy wykrój. Wnętrzności tapicerki dzielnie się trzymały, więc przestrzegałyśmy podstawowej zasady konserwatora "póki się trzyma, nie ruszamy". Uznałyśmy, że wystarczy zmienić tkaninę wierzchnią, więc to właściwie obicie, nie tapicerowanie. Użyłyśmy resztek dżinsu, który nie sprawdził mi się w szyciu spodni, bo był za gruby i za sztywny. Na podatne na wycieranie pokrycie krzesła w sam raz.


9 października 2015

ogórek

Dziad lubi ogórki. Są zabawne. Ale trochę za duże, jak na jego potrzeby. Dlatego załatwiłam mu mniejszy.
I szydełko po długiej przerwie znowu zostało użyte podczas dłubania. Jak nie mam maszyny, to muszę się wyżywać w inny sposób.


17 września 2015

dżinsy męskie

Dziadowi podarły się wszystkie spodnie. A że dbam o swojego Dziada, postanowiłam mu uszyć nowe. Kupiliśmy dżins. Wykrój z makowej strony na spodnie o kroju dżinsów wzięłam trochę większy niż jego rozmiar, bo Dziad lubi mieć luźno i swobodnie, a garniturowe GN- 2 wyszły trochę za wąskie. Ten rozmiar też nie jest idealny, ale łatwiej kijek zacienkować niż go potem pogrubasić. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że dżins okazał się strasznie sztywny. Tak to czasem bywa jak się kupuje przez internet. I przez tą sztywność i trochę jednak za duży rozmiar tak się lipnie układają.


9 września 2015

kieca ślubna Mi - góra

Jak tylko Mi znalazła satysfakcjonującą ją sukienkę i mi ją przedstawiła zaczęłam konstruować. Opierałam się na mojej ulubionej książce R. Kowalczyka i jego bluzce z cięciem frakowym. Musiałam nanieść trochę poprawek. Przede wszystkim zmienić dekolt i ramiączka. Potem tradycyjnie szyłam wszystko z prześcieradła. Po przymiarce zwęziłam całość, pogłębiłam pachy i stwierdziłam, że trzeba poszerzyć trochę ramiączka. Pasek nie jest centralnie w talii, bo strasznie skracało to sylwetkę. Dlatego dół trochę wydłużyłam umieszczając tylko górną krawędź paska w talii.

I wydawało by się, że wszystko ok, ale po drugiej przymiarce tego samego prześcieradłowego prototypu okazało się, że w obwodzie w talii brakuje ok 4 cm! No to przerażona zaczęłam kombinować i poprawiać wykrój. A chcąc się jeszcze upewnić co do moich obliczeń  znowu męczyłam Mi przymiarką. I co wyszło? Że prześcieradłowy prototyp leży dobrze i nic nie wie o jakichś brakujących centymetrach.
Mi zaczęła się codziennie mierzyć i wahania w talii wynosiły maksymalnie 1,5 cm.
Przestałam wierzyć w uczciwość prototypu. Wkręcał mnie, dziad.

Sukienka dużo lepiej wygląda na Mi niż na Sznurku. Za chudy jest. I nóg nie ma. Ogólnie na zdjęciu wygląda dużo gorzej niż w rzeczywistości. I dlatego na śluby wynajmuje się profesjonalnych fotografów. Profesjonalista zrobił profesjonalne zdjęcia - są tu.

8 września 2015

świadkowa sukienka

Z tą sukienką miałam chyba najmniej kłopotów. Najszybciej ją też uszyłam. W łikend była gotowa. Może to kwestia tego, że mogłam ją przymierzyć w każdej chwili, a nie tak jak z resztą- czekać, łazić za modelami, ale jednocześnie starać się nie męczyć ich zbytnio i nie zniechęcić do moich nieudolnych krawieckich metod.
Ale zapewne to jednak prawo Marfiego. Ta sukienka była najmniej ważna (bo dla mnie), więc poszło z nią najłatwiej. Przeżyłabym jakby nie wyszła. Nikt by nie był rozczarowany i nie miałby kłopotu w co się ubrać. Za to inne kreacje... Im wyższa ranga tym gorzej mi idzie. Ślubna, mimo że w konstrukcji prosta, szyła mi się najgorzej i cały czas wychodziły jakieś nowe błędy. Mamina sukienka też wymagała poprawek i wielogodzinnych przemyśleń. A i tak ciągle wygląda jak bezkształtny worek. O garniturach nie wspominając... Dalej się z nimi męczę.



5 września 2015

Malczisznik

Nie tylko Kutulu zwiedza świat!
Dinozaur i rekin zwiedzali ukraińską Czarnohorę. Tym razem z Dziadem i Zakapiorem. Taki męski wypad.


U Zakapiora na rumuńskim kapeluszu.


A z Dziadem się nawet napili. I koszulka się załapała.

19 sierpnia 2015

Kutulu

A podobno Cthulhu, choć jak dla mnie to jakiś dziwny zlepek przypadkowych liter. Jest to kolejny potwór z książki, o której wspominałam przy okazji Nosferatu i jednocześnie forma zapłaty za nią. A właściwie łapówki. No dobra, sposób odwdzięczenia się i okazania ciepłych uczuć.


7 sierpnia 2015

deska na kundla

Jak już wspominałam Mi ma kundla. I nosiła go w strunowej torebce, bo nie miała na niego ubranka. Teraz już ma. W prezencie urodzinowym dostała pokrowiec na czytnik.


5 sierpnia 2015

pliszka

Miałam już do czynienia z haftem matematycznym, wstążeczkowym i krzyżykowym oczywiście. Ale ten wydaje się najciekawszy. I przy okazji najbardziej ambitny. Zresztą widać. Haft płaski, cieniowany. Dłubania jest dużo, ale ja od tego jestem. No i Mi dostała wyhaftowaną pliszkę.
Tak wygląda realna pliszka,


a tak wyhaftowana:


30 lipca 2015

kuchenny fartuch urodzinowy

Jak wiadomo, zazwyczaj ilość pomysłów na prezenty, jest odwrotnie proporcjonalna do wieku obdarowywanego. Ja mam dodatkowy problem ze znalezieniem prezentów, które mogę uszyć. Ostatnio o wiele mniej szydełkuję i dziergam, i największą przyjemność sprawia mi szycie, a przy okazji pozwala stworzyć bardziej poważne prezenty niż breloczki, maskotki i inne pierdupały.
Tylko co uszyć? Ubrań w ciemno szyć nie będę, jakichś kosmetyczek i torebeczek mam wrażenie, że wszyscy maja pod dostatkiem, no i nigdy nie wiem jaki uszyty prezent byłby trafiony. Zainteresowania osobnika obdarowywanego rzadko pomagają, chyba, że jak w przypadku Sylwii lubi się gotować. Dlatego na jej urodziny powstał spersonalizowany fartuszek kuchenny.


29 czerwca 2015

kieca ślubna Mi - spódnica z koła

Od kiedy dostałam zdjęcia-inspiracje nie mogłam się doczekać szycia. W końcu wybrałyśmy się do hurtowni. Nie mogłyśmy jej znaleźć. Wywiozło nas na jakieś bezludne zadupie, a hurtownia tkanin okazała się znajdować na tyłach obskurnej hurtowni mięsnej, ukryta za krzakami i załadowanymi mięsem tirami przy sklepie z serami. Nie wiem skąd ta taneczna nazwa.
Na początku, jako że nie wiadomo czy Panna Młoda nie zmieni wymiarów, postanowiłam uszyć spódnicę. I zrobiłam przy tym tyle błędów, że aż mi trudno uwierzyć, że tak ciężko myślę. A przecież to tylko koło!
Na początku uświadomiłam sobie, że zapomniałam dodać zapasy na szwy. Ale w spódnicy z koła to dużo nie zmienia, więc choć trudno mi się było pogodzić ze swoją głupotą jakoś to przeżyłam. Mi przyjęła to wręcz obojętnie. Jednak podczas walki z marszczącymi się szwami bocznymi uświadomiłam sobie kolejny błąd- wcale nie musiałam ich robić, bo tkaniny było wystarczająco dużo na wykrojenie całego koła, a wykrojenie dwóch połówek, jak ja to zrobiłam, było po prostu głupotą. Całe szczęście w rezultacie nie wyszło tak źle, bo jedną połówkę wykorzystałam jako podszewkę do halki. Niestety 1,5 metra na całe koło trzeba było dokupić. Ale dzięki temu dół wygląda dużo lepiej bez bocznych szwów.


19 czerwca 2015

intarsje cd

Po diable stwierdziłam, że nie mogę dyskryminować innych intarsji, zwłaszcza, że mam je u siebie.
Na początek pierwsza intarsja, którą zrobiłam w życiu. Było to też pierwsze politurowanie. Nie miałam wtedy nawet tła bukowego odpowiedniej szerokości, przez co gwiazdka jest lekko przekrzywiona. Właściwie to miała być róża wiatrów, ale przez to, że nie jest prosto, nie wskazuje stron świata, więc niech będzie gwiazdka. Jasne drewno klonu zabarwiło się podczas szlifowania pyłem z hebanu. Na to teraz już nie ma rady. Po politurowaniu ujawniły się też takie mini pęknięcia w buku. Tu akurat nie ma mojej winy - buk tak po prostu robi, ale jest to mało widoczne i nie przeszkadza.


4 czerwca 2015

geodeta i mamut

I znowu koszulkowe nadruki. I znowu dla Dziada. Mamut i wyewoluowany geodeta. Co prawda nadruki mają już ponad półtora roku, ale dopiero teraz udało mi się je sfotografować. Mamut trochę się sprał, ale jeszcze widać co to.
Podpis i ewolucja zrobione za pomocą szablonu tego co zawsze. Tylko mamut został wymaziany ręcznie.


Jakby ktoś nie załapał to podpis jest palidromem, czyli brzmi tak samo czytany od prawej i od lewej strony.


I ewolucja. Jakby ktoś chciał wzór to jest tu.

20 maja 2015

diabeł*

Tym razem będzie zgodnie z fachem. Często dłubię w drewnie, ale to są oficjalne dłubania i zazwyczaj po robocie dostęp do dzieł jest utrudniony albo w ogóle nie ma do nich dostępu. Tak jest również z diabłem, ale mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni.
Diabeł jest intarsją. Znaczy się z cienkich płatów drewna (fornirów) wycina się odpowiednie kształty i wpasowuje się je w drewniane tło. W ten sposób tworzy się obraz. Tu akurat wykorzystałam metodę okienkową gdzie tło też jest fornirem (intarsja może być w drewnie litym,wtedy jest to metoda inkrustacji). Potem tło ze wstawkami nakleja się na jakąś deskę. To tak w skrócie.
Diabeł jest zrobiony w całości z czarnego dębu (poza białkami oczu i łapkami - z szelaku) na brzozowym tle.
Po kolei, najłatwiej (jak dla mnie) robi się to tak:


rysuje/odrysowuje się na drewnie kontury do wycięcia,


a potem się wycina. Najpierw otwór w tle, później fornirową wstawkę. 


A następnie, po przyklejeniu i zeszlifowaniu się polituruje. Po nałożeniu pierdyliarda warstw wygląda to tak. Widoczne są pory w dębie na prawym uchu. Tak być nie powinno. Politura powinna tworzyć gładką taflę.

Po kolejnym pierdyliardzie warstw, a potem jeszcze kilku, nie widać już porów, błyszczy się, że hej i jest skończone.
Te białe strzępy widoczne na zdjęciach to taśma malarska, która przede wszystkim ogranicza pękanie forniru podczas cięcia, a jeśli już pęknie, powoduje, że trzyma się w całości (czarny dąb kruszy się i pęka jak nieszczęście). Poza tym przytrzymuje fornir w otworze. Z drugiej strony praktycznie wszystko było zaklejone. Potem musiałam wszystko pracowicie zdrapywać, bo nie chciałam mieć lustrzanego odbicia diabła (nie można kleić na przyklejoną taśmę, bo potem może się oklejać). Najlepiej (zwłaszcza podczas klejenia) używać taśmy do forniru z klejem wodorozpuszczalnym (jak znaczki), dobrze też dodatkowo przykleić ją klejem glutynowym, żeby po przyklejeniu i po skurczeniu się drewna nie było szczelin. Choć ważniejsze jest to przy fornirowaniu- w intarsji elementy są niewielkie i nie pęcznieją tak bardzo, bo i kleju używa się mniej.
Przed politurowaniem trzeba uzupełnić ubytki (tutaj były to oczy i łapki). Ja akurat używałam szelaku. Niestety nie mam zdjęć tego procesu. Można też domalować ewentualne niedociągnięcia w tym przypadku były to zabarwienia na tęczówkach oczu diabła. Szelak rozlewając się wszedł w pory drewna  Dąb ma bardzo duże naczynia i jest to trudne do uniknięcia. Ale jak widać po podmalowaniu jest dobrze.

diabeł inspirowany ilustracją Adama Kiliana.

21 kwietnia 2015

pumpy

Dawno temu kupiłam sobie spodnie. To znaczy szarawary / haremki / alladynki / sindbadki, ale ja wolę zwać je pumpy. Nie byłam do nich do końca przekonana, ale okoliczności sprzyjały dziwnym ubiorom. I mimo, że nawet ostatnio były modne to nie lubiłam się w nich pokazywać na ulicy i najczęściej robiły za jedną z najwygodniejszych podomek jakie miałam. Z tego co pamiętam to były baaardzo drogie, jak na to ile teraz wydaję na ubrania/tkaniny na ubrania (zwłaszcza podomowe). Ale gdybym ich nie kupiła, nie wiedziałabym, że są takie fantastyczne. Ponieważ, jak już wspomniałam, kupiłam je dawno to już się trochę sprały. Poza tym Dziad mi pozazdrościł i zażyczył sobie takich samych. Więc kupiłam prześcieradła- po 8 zł każde ( i to jest cena!) i zaczęłam tworzyć nam porty.
Moje pumpy robiły za wzór, ale przez pośpiech źle wycięłam i zamiast krok mieć po skosie, miały po nitce prostej. Paskudnie się przez to układają. Jeszcze nie wiem co z nimi zrobię. Jak na coś sensownego wpadnę to przerobię.
Zamiast znowu kombinować i narażać się na przykre skutki własnej głupoty, postanowiłam skorzystać z tego schematu:


I tak powstały pumpy, które już dobrze leżą. Zmieniłam obwód nogawki z kwadratu na ćwiartkę koła o promieniu 17 cm i zmniejszyłam pasek do ok. 12 cm (plus zapasy na szwy), co po złożeniu zmieniło się w 6 cm. Później przeszyłam go wzdłuż dwa razy (w odległości 2 cm od brzegu) i w powstałe w ten sposób tunele wciągnęłam gumki. Teraz myślę, że nogawki i obwód w pasie nie są tak luźne jak w moich. Za ciasne też nie są, ale swoboda to synonim tych spodni, więc trochę luzu by nie zaszkodziło.


Dziad jest zadowolony, ale mówi, że mogłyby być dłuższe. Maruda. Jak dla mnie są w sam raz.

16 marca 2015

papierowy łoś

Lubię łosie. Są po prostu fantastyczne. Więc jak zobaczyłam z Dziadem papierowe jelenie głowy pomyślałam, że zrobimy papierowego łosia. Instrukcję jak zrobić tego typu geometryczny wzór znalazłam tu.
Po kolei trzeba: znaleźć model 3D (np. tu), w naszym przypadku łosia, a następnie postępować zgodnie z instrukcją, czyli uprościć go w odpowiednim programie, a potem przenieść do drugiego programu, o wdzięcznej nazwie Pepakura, zmieniającego model 3D na siatkę 2D.


12 marca 2015

kieca ślubna Mi - halka

Mi bierze we wrześniu ślub. Skoro mam być świadkiem to mogę też być krawcem. No i szyję. Kiecę ślubną, kiecę dla siebie, kiecę dla mamy i jeszcze garnitur dla Dziada i Franusia. Trochę szycia jest, ale ja tam jestem zadowolona. Mi wybrała sobie sukienkę w stylu lat 50, sięgającą trochę za kolano. Nie jest to zbyt skomplikowana konstrukcja, ale i tak się trochę stresuję, bo na temat tych wszystkich ślubnych tkanin i krojów nie wiem absolutnie nic.


6 marca 2015

ewolucja i Dżordan

I znowu koszulka. I znowu koszykarska. I znowu zrobiona za pomocą mojego super szablonu (instrukcja).
I znowu dla Dziada. Na urodziny.


Spieszyłam się robiąc ten nadruk, żeby jeszcze zdążyć w dziadowe urodziny więc wyszło trochę koślawo.
Tu jest szablon jeśli ktoś chce.

20 lutego 2015

komin pleciony

Gdzieś spotkałam taki zabawy komin. Pleciony. I pasował do Mi. Ale kosztował ciężkie miliardy, a ja nie miałam pieniędzy. Ale jak się umie dziergać to się nie wydaje miliardów na wydziergane rzeczy. Więc wydziergałam sama.


Śmiesznie się robiło. Najpierw dziergało się cztery długie rury, które zszywało się w okręgi, a potem jednego długiego węża- rurę, którym te okręgi się oplatało. Na koniec trzeba było zszyć dwa końce węża i już. Nic trudnego.

7 lutego 2015

czapa krasnala

Tym razem sama sobie zrobiłam czapę. Krasnalową i długaśną (w sumie ma ok 50 cm długości). Zawsze muszę kombinować, bo we wszystkich czapkach wyglądam źle. Akurat długość nie ma tu nic do rzeczy, ale taki miałam kaprys. Jak raz zrobiłam taką, w której wyglądałam znośnie to mi ją Mi wrzuciła do pralki i się sfilcowała. Czapka, nie Mi.
Czapa zrobiona jest z grubej włóczki (150 gramów to 103 metry). Robiłam ją drutami na żyłce nr 9 (grubszych nie mam), a jak brakowało mi drutów podczas zwężania to zastąpiłam je długopisami. Trza sobie jakoś radzić. Niestety przez to czapa pod koniec jest bardziej zbita, bo długopisy były znacznie cieńsze niż druty. Wkurza mnie to. Może kiedyś spruję i poprawię.
Czapa wygląda tak. Podobno nie wyglądam w niej źle.


Schematu konkretnego nie mam. Jak zawsze robiłam i prułam, bo wychodziła za luźna albo za ciasna. I tak do skutku - aż wyszła taka jak sobie wymyśliłam. A potem raz na jakiś czas odejmowałam oczka. Na takiej grubej włóczce niestety widać trochę te nagłe zwężenia, ale cóż poradzić. Pierwsze kilka centymetrów zrobiłam ściegiem francuskim (rządek oczkami prawymi, rządek lewymi) żeby było cieplej w uszy, a potem już lewymi do końca. I kończy ją zabawny puchaty pompon. Dziad pomagał go robić. Taki zdolny Dziad.

9 stycznia 2015

płaszczyk - pierwsza konstrukcja z prawdziwego zdarzenia

Mi przy każdej okazji znajduje mi w antykwariacie książki o konstrukcji odzieży, szyciu itp. Mając cały arsenał różnych instrukcji postanowiłam się wreszcie nauczyć tworzyć. I skonstruowałam sobie płaszczyk. Korzystałam z książki Krój odzieży damskiej R. Kowalczyka. Dodatkowo skonstruowałam jeszcze duży kaptur (którego książka nie uwzględniała) na podstawie kaptura z płaszcza mamy. Instrukcja była czytelna. Dowodem na to jest gotowy płaszczyk.

2 stycznia 2015

chusta Gail

Mi męczyła mnie o chustę. Nawet włóczkę kupiła i wzór znalazła. No i cóż było robić? Wydziergałam chustę w listki. Zwą ją chusta Gail. Jak dla mnie trochę babcina, ale jak się zawinie na szyi to nie widać. Mi jest zadowolona.
Na początku trochę się gubiłam w schemacie, ale się okazało, że to wcale nie takie trudne. Po prostu wzór uwzględnia tylko połowę chusty i nie pokazuje, że między połowami jest jeszcze jedno oczko środkowe (prawe).
Poza tym zacząć i zakończyć każdy rządek trzeba dwoma oczkami brzegowymi (czyli zwykłymi prawymi), które też nie są uwzględnione na schemacie.
Jak wszystkim ażurom przydaje jej się blokowanie, które wyrównuje wzór. Mi praktykuje przy okazji prania chusty.