Po uszyciu zielonej sukienki wiedziałam już jak mam nie robić. To trochę ułatwiało sprawę. Odważniej wzięłam się za kolejną kiecę z makowej strony, która mi wpadła w oczy. Wykrój jest tutaj (klik). Uszyta jest z bawełny bez domieszek, przez co gniecie się jak nieszczęście. Nie popełniłam już tych błędów co za pierwszym razem, ale w tym przypadku to wykrój nie był dopasowany do mnie. I znowu musiałam kombinować. Taki już mój los.
Ale jak na drugie szycie w życiu nie jest źle.
- zszyłam przód z bokami;
- szwy ramion (tył z przodem);
- szwy ramion odszycia;
- przyszyłam odszycie do góry sukienki;
- ponacinałam szwy i ordynarnie przewlokłam wszystko na prawą stronę;
- zszyłam boki z tyłem i wtedy się okazało, że mam mniejszy biust niż przewiduje wykrój, więc musiałam wszystko zmniejszać;
- potem zszyłam szwy boczne paska;
- przyszyłam worki kieszeniowe do boków dołu;
- zszyłam boki dołu i przyszyłam go do paska; zszyłam worki kieszeniowe;
- przyszyłam pasek do góry;
- wszyłam ręcznie zamek...
... i wtedy okazało się, że sukienka jest znacznie szersza niż ja. Żal mi było rozpruwać boki z kieszeniami, które początkowo mocno dały mi w kość, więc zaczęłam zwężać szew tylny. Namęczyłam się, że hej (suwak utrudniał zadanie) i teraz kieszenie są bardziej z tyłu niż po bokach, ale nie widać tego, jak nie trzymam naraz obu rąk w kieszeniach, co się raczej rzadko zdarza.
Podsumowując: kieca bardzo wygodna, ma kieszenie (!), trochę się z nią napracowałam i gdyby nie te boczne szwy, które są za bardzo z tyłu, byłaby naprawdę świetna.
Przepiękna! Szkoda, że tylko jedno zdjęcie :(
OdpowiedzUsuńDzięki. Ciągle ją mam i noszę. W jakichś sprzyjających okolicznościach postaram się o więcej zdjęć :)
OdpowiedzUsuń