5 lutego 2023

leśne maści

Cały komplet. Każda w innym kolorze. Właściwości podobne i wszystkie pachną lasem.

Już dawno przymierzałam się do zbierania żywicy. Trochę udało mi się zeskrobać przy okazji wyprawy do lasu, ale trzeba się było przy tym nagimnastykować, a zebrałam właściwie garstkę.


Jednak w zeszłe wakacje mieliśmy okazję być w lesie sosnowym, w którym (jak to często w Polsce bywa) wiele sosen miało ponacinane spały żywiczarskie. Jednak, co dziwne, tutaj większość sosen była pospałowana. I to tak barbarzyńsko, że aż z trzech stron. Mimo to drzewa ciągle żyły i chociaż od 30 lat nikt już raczej sosen w Polsce nie nacina, to wiele z nich jeszcze zasklepiało rany żywicą. Była ona już twarda i skrystalizowana, ale tak łatwo dostępna, że aż żal było nie korzystać. 

Nazbieraną żywicę polałam z wierzchu alkoholem a następnie zalałam olejem ryżowym. W przypadku świeżej tyle by pewnie wystarczyło żeby ją rozpuścić, ale tym razem musiałam ją podgrzewać w kąpieli wodnej.

Okazało się, że nie cała żywica się w ten sposób rozpuści. U mnie zostały takie gluty. Po ostygnięciu, kiedy gluty się z powrotem zestaliły, odlałam olej, a pozostałą żywicę (zwaną glutami) zalałam alkoholem. W ten sposób odzyskałam jeszcze więcej cennego surowca.



A samą maść robi się bardzo prosto. Potrzebne są:
odlany z nad żywicy olej ryżowy
wosk pszczeli

I to właściwie wszystkie niezbędne składniki do stworzenia maści, ale ja dodałam jeszcze trochę masła mango, którego miałam jakieś nędzne resztki. I trochę alkoholu przecedzonego z żywicy. Alkoholu sosnowego może być nawet do 50%, a wosku ok 10%. Podgrzałam wszystko do rozpuszczenia wosku, przelałam do słoiczków i już. Tak powstaje maść w kolorze żółtym.


Kolej na maść świerkową. Zasada jest taka sama, jednak zamiast czystej żywicy świerkowej zbiera się świerkowe gałązki (mogą być z choinki). Zimą mają najwięcej witaminy C i olejków eterycznych.
Rozdrobnione gałązki zalewa się ciepłym olejem ryżowym (nie ma sensu podgrzewać tak mocno jak żywicy) i zostawia na ok. 3 tygodnie, mieszając raz na jakiś czas. Po tym czasie przecedza się sam olej i robi dokładnie to samo co w przypadku maści sosnowej - olej podgrzewa się z woskiem do rozpuszczenia. U mnie również z dodatkiem masła mango. Tak powstaje maść w kolorze zielonym.


A jeśli chodzi o maść świerkowo-sosnową to powstała jako eksperyment. Rozdrobnione gałązki świerkowe zalałam po prostu olejem znad żywicy sosnowej. Taki macerat również odstawiłam na 3 tygodnie. Liczyłam, że też będzie miała kolor zielony, ale ma coś pomiędzy. Po odpowiednim czasie przecedziłam, rozpuściłam z woskiem, masłem mango i dolałam jeszcze trochę alkoholu sosnowego.

A na co komu takie maści?
Żywice (zarówno sosnowe jak i świerkowe) mają właściwości dezynfekujące. Działają zarówno antybakteryjnie jak i antygrzybiczo. W końcu po to żywica drzewom - zalewają nim swoje skaleczenia, żeby nie doszło do zakażeń. Zatem taka maść u ludzi również sprawdzi się w ten sposób. Na podrażnienia, oparzenia, nawet niewielkie rany. Są świetnie się jako balsam do ust (choć trochę gorzkie, ale jeśli podczas robienia trzymamy podstawowe zasady higieny i używany jadalnych surowców, to zjedzenie maści niczym nie grozi). Dodatkowo poprawiają krążenie i rozgrzewają, więc sprawdzą się podczas przeziębienia i kataru, a olejki eteryczne ułatwią oddychanie (sprawdzone!). Z tego samego też względu nadają się na bóle mięśni, stawów czy bóle reumatyczne. 
Podobno pomagają też na swędzące ukąszenia owadów, ale tego jeszcze nie miałam okazji sprawdzić.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy blog. Sympatyczne teksty sympatycznie się czyta :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń