Dół mojej ślubnej sukni to jedna z prostszych konstrukcji. Są to wycinki koła albo całe koło.
Dla przypomnienia najprostszy wzór (za R. Kowalczykiem) na promień koła w talii to
- w przypadku półkola:
r=1/3*ot-1
- w przypadku koła:
r=1/6*ot-1,
gdzie ot to obwód talii.
Dół z satyny i podszewki to półkole, a z szyfonu koło. Chciałam dodać w ten sposób zwiewności.
Pierwszy raz miałam do czynienia z tak lekką i zwiewną tkaniną. Ona żyje własnym życiem. Nawet złożyć ją trudno. Dlatego zebrałam wszystkie sensowne wskazówki znalezione gdzie się dało, albo odkryte podczas własnych zmagań, pomagające współpracować z tą tkaniną. A wredna z niej szmata niesamowicie. Samozwańczo zrobiła mi tren! Ułożyłam ją równo na kocu pilnując nitki prostej, obciążyłam gdzie się dało, wykroiłam idealne półkole i wszystko wyglądało dobrze dopóki jej nie podniosłam. Z pierwszym półkolem jeszcze nie było całkiem tragicznie. Co prawda miało bardzo zróżnicowaną długość, ale i tak przygotowałam się na odwieszanie i skracanie. No ale drugie krojenie to już czysta złośliwość i kłamstwo w żywe oczy. Może trochę mniej się przykładałam niż za pierwszym razem, ale to nie powód żeby się tak zachowywać. Z różnych stron sterczały jej jakieś rogi, ale z tym ogonem to przesadziła. Ciągnął się po ziemi dobre 30 cm. Bardzo ładnie go widać na poniższym zdjęciu. No czyż to nie jest wredna szmata?
Rady dotyczące obchodzenia się z szyfonem:
- dobrze jest rozłożyć szyfon na jakimś kocu lub ręczniku, dzięki czemu nie będzie się tak bardzo przesuwał;
- po rozłożeniu pozostawić go tak jakiś czas żeby się ułożył jak ma ochotę;
- kroić zawsze pojedyncze warstwy po dobrym obciążeniu i przypięciu szyfonu do wykroju, polecam używać ostrych szpilek, które nie pozaciągają tkaniny;
- można kroić nożem krążkowym, ale przekładanie maty do cięcia wydawało mi się upierdliwe i przyczyniłoby się do przesuwania tkaniny, więc wolałam nożyce;
- po wykrojeniu, przed szyciem warto sfastrygować wszystkie części;
- polecam stopkę na rolkach i ostre, cienkie igły;
- najlepiej szyć też cienkimi nićmi;
- raczej nie używać szerokiego ściegu, najlepiej coś ok. 1,5 - 2 mm;
- uważać żeby nie naciągać szyfonu podczas szycia;
- ja szyłam wąskimi szwami francuskimi, które poza eleganckim wyglądem i likwidowaniem problemu strzępienia tkaniny, stabilizują też szew i zapobiegają ewentualnemu jego rozciąganiu;
- warto też szyć w jedną stronę np. zawsze od talii do dołu, w przypadku szwu francuskiego też dwa razy w tym samym kierunku;
- i oczywiście hit i panaceum na wszystkie problemy z szyciem - gazeta! Albo jakiś inny papier. Ja lubię szyć przez paragony, dają ich teraz w sklepach całe metry, a łatwiej się je później usuwa ze szwów niż gazetę. Szycie przez nie zapobiega przede wszystkim wciąganiu szyfonu przez ząbki maszyny, ale też trochę niweluje przesuwanie i marszczenia.
- jeśli mimo tego, szew wyszedł jakiś koślawy, to pomóc może prasowanie lub odwieszenie elementu na jakiś czas;
- prasować bez pary.
Właściwie największe problemy miałam z niestabilnością tej tkaniny, po uszyciu mimo wieeelogodzinnego odwieszania i tak wyciągała się lub kurczyła odsłaniając spodnią satynę. Ale jednak muszę przyznać, że szyło mi się całkiem dobrze. Po sfastrygowaniu czego się dało, nic się nie przesuwało i szyło się tak bezproblemowo, że zrezygnowałam z szycia przez papier. Później złamała mi się ostatnia cienka igła jaką miałam i normalnymi 80 też nie było problemu. Na koniec już w ogóle się nie wygłupiałam z tym chuchaniem i dmuchaniem na każdy centymetr i szyłam normalnie bez żadnych zabiegów zabezpieczających.
Szew francuski to znany sposób na strzępiące się brzegi dla nieposiadających owerloka i szyjących delikatne tkaniny. Robi się go tak: składa się części lewa strona do lewej i przeszywa po prawej stronie w połowie założonego zapasu na szew (czyli 0,5 cm od krawędzi jeśli zapas miał 1 cm, można przed drugim przeszyciem przyciąć na 0,3 cm), następnie się prasuje, a potem składa się standardowo prawa do prawej i przeszywa po lewej stronie też 0,5 cm od brzegu. Dzięki temu strzępiące się brzegi są w środku szwu i w niczym nie przeszkadzają, a wygląda on tak:
Dół wszystkich części wykończyłam stopką do podwijania. Na satynie wyszedł prawie idealnie. Gorzej szło mi z szyfonem. Ciągle mam problem żeby cały szew wyglądał dobrze. Zdarzają się fragmenty z których wyłażą nitki, ale szyfon łatwy do manipulowania nie jest. Niestety krawędzie obu tkanin trochę się falują. Prasowanie trochę to zniwelowało, ale wolałabym jednak inny efekt.
połacie podwiniętej satyny
Fragment podwinięcia szyfonu. Jak widać też się da.
I kieca jest właściwie gotowa. Ale jak dla mnie trochę za dużo odsłania. Nieprzyzwyczajona jestem do paradowania w kościele w takim negliżu. Dlatego na górę będzie jeszcze koronkowa bluzka, ale o niej innym razem.
Podziwiam cię za tyle cierpliwości oraz za odwagę do szycia sukni ślubnej :D
OdpowiedzUsuńNajwięcej cierpliwości potrzeba było do szyfonu. A szycie dla siebie nie jest tak stresujące jak dla innych. Tylko dlatego się odważyłam na trudniejszy model (z którym nigdy nie miałam do czynienia) niż suknia ślubna siostry ;)
OdpowiedzUsuń