10 maja 2019

mamina sukienka

Mama od zawsze lubiła długie zwiewne rozkloszowane sukienki i cięciami francuskimi. Kupowała je w indyjskich sklepach, chociaż trudno je było spotkać, a jak już były to zwykle bardzo drogie. Dlatego jak wreszcie znalazłam wiskozy w ładne wzory (naprawdę nie ma takich zbyt wiele) nakupowałyśmy ich 3 siaty. To pierwsza sukienka, która z tych tkaninowych łowów powstała.


Sukienka uszyta zgodnie z wytycznymi mamy. Przede wszystkim długa i dość mocno rozkloszowana (przód i tył mają na dole ok. 70 cm, a boki po 55 cm, czyli w sumie 360 cm obwodu!), bardzo luźna (luz w talii to aż 5 cm) i oczywiście z rękawkami.


Konstruowałam ją na podstawie metody z książki papavero. Po uszyciu próbnej góry okazało się, że nic nie trzeba zmieniać. Trzeba tylko pamiętać o dodaniu sporego luzu do pachy (tu to prawie 2 cm).
Bardzo trudno wszywało mi się rękawki. Może to być wina tkaniny, która jest bardzo lekka, lejąca i żyje własnym życiem. Co prawda na papavero rękawki mają zwykle dużą główkę i dość trudno je wszywać, a rękawy skonstruowane na podstawie książki Kowalczyka wszywały mi się znacznie łatwiej, a wcale nie leżały gorzej. Ale tu na razie metody nie winię, bo szmata była naprawdę wredna.


Z tyłu, w szwach, zrobiłam pętelki i przeplotłam sznurek, dzięki którym sukienkę można bardziej dopasować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz