25 grudnia 2019

intarsjowany zegar z wilkami

Przy wymyślaniu świątecznego prezentu dla Zakapiora już któryś raz przypomniał mi się zegar. Początkowo miał nawiązywać do skeczu Monty Pytona z Ministerstwem Głupich Kroków z Johnem Cleesem, którego nogi robią za wskazówki.
Jednak u Zakapiorów jest mało ścian, bo większość zajęta jest szafami i książkami, dlatego wolałam zapytać o zdanie Mi. Nie była przekonana do pomysłu, ale w końcu stwierdziła, że może być i może poświęcić cenny kawałek ściany. Tylko trochę słabo dawać prezenty które tylko "mogą być". Wtedy przypomniało mi się, że Zakapiorowi podobała się kiedyś intarsja z jeleniem. A tak się złożyło, że w październiku, jak co roku, wybraliśmy się na rykowisko i chociaż jelenia widzieliśmy tylko jednego, to spotkał nas większy zaszczyt i trafiliśmy na 5 osobową watahę wilków. Dlatego postanowiłam na intarsji umieścić wilki. A intarsję na zegarze. Planowałam nawet zrobić zegar dwustronny, ale Mi odradzała, a przy tym było już wystarczająco dużo roboty.
Pomysł intarsji Mi przyjęła już bardziej entuzjastycznie.


Wzorowałam się na zdjęciu, które udało mi się ustrzelić telefonem. Aparat zajęty był kręceniem filmu. Przy jednym z wilków widać wiaderko. Po pierwszym zdziwieniu na tak absurdalny widok jak wilk niosący wiaderko w pysku, myśleliśmy, że może ktoś je nielegalnie wabił. Jednak po konsultacji z ekspertem zajmującym się wilkami okazało się, że to po prostu bawiące się szczeniaki.



Początkowo myślałam jeszcze o innym zdjęciu z jednym wilkiem niosącym wiaderko, ale uznałam, że więcej wilków będzie bardziej odpowiednie i nie będzie wyglądało jak absurdalny żart.


Nie wiedziałam jak się wziąć za rysowanie wilków z odpowiednimi kolorami, skoro nie umiem rysować. Intarsja z jednokolorowych sylwetek nie oddawałaby obrazu, który widzieliśmy. W końcu po prostu zaczęłam zaznaczać kontury po kolorach na zdjęciu, nie skupiając się bardzo na szczegółach. I coś wyszło. Nawet wyglądało jak wilki.

Najtrudniejsze było jednak dobranie odpowiednich kolorów i rysunków drewna. Do samych wilków i wiaderka wyszło mi 9 różnych kolorów. Dodatkowo użyłam jeszcze 3 na tło. Pomagałam sobie też bejcami przy najciemniejszych elementach i przypalaniem (piaskiem) w miejscach gdzie miał być cień. Reszta to już standardowa zabawa czyli wycinanie elementu z tła i zastępowanie go innym gatunkiem drewna. Sama intarsja zajęła mi dość dużo czasu (ze względu na ilość szczegółów), ale obyło się bez większych problemów. Choć wycinanie małych i cienkich kawałków wymagało trochę wprawy.


Przy klejeniu za to nie było już tak bezproblemowo. Przez to, że używałam zarówno fornirów z klejem, jak i zwykłych, musiałam całość przykleić tradycyjnie i przyprasować jednocześnie. Po klejeniu, intarsja nie prezentowała się zbyt dobrze, żeby nie powiedzieć, że było po prostu fatalnie. Klej wylał, niektóre elementy się poprzesuwały. Na fornirach z klejem (zwłaszcza na mahoniu) gdzieniegdzie były odspojenia, część drewna odeszła razem z taśmą. No po prostu katastrofa. Musiałam to ponaprawiać. Wszystko porządnie wyszlifować, uzupełnić, przesunąć albo wstawić jeszcze raz kilka elementów, które się ukruszyły albo przesunęły, a linie godzinowe jeszcze raz podkolorować bejcą. Wtedy wreszcie zaczęło to wyglądać jak należy. Raczej nie polecam na intarsje fornirów z klejem, a na pewno nie polecam łączenia ich z fornirami bez kleju.
Na koniec intarsję lekko zaolejowałam i zawoskowałam, bo z tego co wiem, Zakapior wolał subtelniejsze wykończenie niż politura. Drewno od oleju pociemniało, ale poszczególne gatunki stały się bardziej podkreślone. I chociaż nie bardzo się rzuca w oczy z ilu elementów powstały, to widać, że to wilki, są ciekawsze niż proste jednokolorowe sylwetki i nawet można poznać na którym zdjęciu się wzorowałam.

1 komentarz: