Nie lubię kawy. Ale kawoszy dookoła jest wielu. I specjalnie da nich powstało kawowe mydło. Zależało mi żeby miało swój własny naturalny zapach, bez dodatku olejków eterycznych. Dlatego też dodałam świeżo zmielone ziarna kawy. Powstało więc mydło pilingujące. A kawowy piling to znany sposób na cellulit. Doczytałam, że wyciąg z liści bluszczu pospolitego też hamuje jego rozwój, choć dr Różański twierdzi, że jednak cellulitisu, a to przecież nie to samo. W każdym razie bogactwo saponin, działanie przeciwzapalne i antyseptyczne to cenne właściwości, a cellulitisu też nikt nie chce, więc dorzuciłam bluszczowy macerat wodny.
Po prostu garść bluszczu spryskałam alkoholem, a następnie zalałam wodą destylowaną i trochę zblendowałam. Stał 2 dni, a potem go przecedziłam przez sitko i zamroziłam.
Łyżkę świeżo zmielonej kawy zaparzyłam z dodatkiem łyżeczki cukru (w sumie nie musiałam go dodawać, bo saponiny z bluszczu powinny wystarczająco wspomóc pienienie), po wystygnięciu dodałam do bluszczowego maceratu do zamrożenia.
Przepis na ok 5 kostek wygląda tak
132 g wody (w moim przypadku to macerat bluszczowy i napar kawowy)
55 g NaOH (6% przetłuszczenia)
120 g oleju kokosowego
100 g masła kakaowego
100 g masła shea
40 g oleju rzepakowego
40 g oleju rycynowego
dodatkowo:
łyżeczka cynamonu
łyzka świeżo zmielonej kawy
do ciemnej warstwy kakao
do jasnej warstwy tlenek cynku
Wodorotlenek sodu rozpuścić w 60 gramach naparu z kawy. Tłuszcze rozpuścić, zblendować. Kiedy będą miały temperaturę pokojową, połączyć z NaOH. Dodać resztę naparu kawowego (dla lepszego zapachu), dodatkową łyżkę zmielonej kawy i cynamon.
Podzielić na trzy części. Do ciemnej dodać zmieloną kawę i kakao, do jasnej tlenek cynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz