8 lutego 2016

zimowy plaszcz

Przyszła zima, a ja, pozbawiona mięśni zawsze marznę. Poza tym od dekady chodzę w jednym płaszczu, który jest na mnie za duży i którego kołnierz mi się nie podoba. Ale ja nienawidzę zakupów i nie kupuję ubrań (no dobra, dżinsy, bieliznę i koszulki kupuję), a już na pewno nie płaszcze, które są zawsze koszmarnie drogie i zazwyczaj jakieś niedorobione. Bo ja mam wysokie wymagania. Przede wszystkim płaszcz koniecznie musi mieć duży kaptur i duże kieszenie. Jak szyję sama to mogę tego dopilnować. I tak zrobiłam. Dodatkowo zadbałam o to żeby płaszcz był ciepły - dałam dwie warstwy grubej ociepliny. Najwyżej będę wyglądać grubo. Trudno, przynajmniej będzie mi ciepło.
Płaszcz jest dwurzędowy, dopasowany w talii i rozkloszowany - z przodu ma po dwie zakładki z każdej strony, a z tyłu trzy kontrafałdy. To była moja inspiracja.



Konstruowałam go z książki Kowalczyka (tej co za każdym razem), najpierw zmiksowałam różne formy prezentowanych tam płaszczy, do stworzenia podstawowego wzoru, a dalej już sama przerabiałam dodając zakładki, kontrafałdy itd żeby było tak jak sobie wymyśliłam. Kaptur skonstruowałam sama, na podstawie tego co tutaj (czyli trochę na przypał), tyle że jeszcze większy. Siłą rzeczy wychodził większy, bo musiał obejmować dwurzędowy przód .

Nawet czapa z pomponem się załapała

Jak już wspominałam dałam dwie warstwy ociepliny, ale to nie wszystko. W ramach podszewki zastosowałam pikówkę, która jest cienka, więc się właściwie nie liczy. Wierzch płaszcza jest z wełnianego flauszu. W rezultacie płaszcz wyszedł naprawdę bardzo ciepły. I gruby. Tak gruby, że czułam się w nim jak w zbroi, więc go jednak odchudziłam z części ociepliny. Ale dalej jest ciepły. Rękawy są trochę ciasne. Nie opięte, ale jednak na taką ilość ociepliny mogłyby być szersze.
Na początku bardzo mi się nie podobał, bo wyglądałam w nim jak Buka, a zakładki po każdym ruchu niedorzecznie odstawały. Po dodatkowym zaprasowaniu jest lepiej, ale myślę, że zakładki na cieńszym flauszu wyglądałyby lepiej. Nie miałam motywacji żeby go skończyć. Mi go nie chciała, no ale skoro już go uszyłam, to musiałam się do niego przekonać. Trochę to trwało i w między czasie zima mi się ociepliła, ale w końcu go polubiłam. To najcieplejszy płaszcz jaki mam, więc na siarczyste mrozy się przydaje. A duży kaptur i kieszenie to dodatkowe mocne argumenty za. Tym że wyglądam w nim jak czołg się wcale nie przejmuję, bo przynajmniej mi ciepło, a ludzie wydają się nie zauważać mojego nagłego poszerzenia.

 Moje kurze nóżki trochę nie pasują do reszty i zdradzają wątłą zawartość płaszcza, ale właściwie zawsze tak jest.

Kupowałam wszystko przez internet i w sumie, za wszystkie części płaszcza, zapłaciłam ok. 80 zł, a mam to, co sobie wymyśliłam. Więc, jak widać, względy ekonomiczne pozwalają mi kultywować moją niechęć do zakupów.

4 komentarze:

  1. Już Cię lubię :)Płaszcz bardzo fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płaszcz jest przepiękny! Dokładnie taki jaki zawsze chciałam! Osobiście już od 2 lat myślę o uszyciu, ale na razie na myśleniu się kończy. Tak jak i ty jestem zmarzluchem, też myślałam o jakiejś podwójnej ocieplinie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje bardzo. Szycie płaszcza wcale nie jest takie skomplikowane jak się wydaje. Tylko pamiętaj – do podwójnej ociepliny weź większy rozmiar, nie zrób tego błędu co ja z rękawami ;)

    OdpowiedzUsuń