Wytrawiać można na dwa sposoby - chemicznie i mechanicznie. Z mechanicznym wytrawianiem jest taki problem, że trzeba mieć wprawę i narzędzia (wtedy jeszcze nie miałam dremelka), a i tak łatwo gdzieś zjechać, dlatego zdecydowałam się na wytrawianie chemiczne. Kupiłam krem do wytrawiania (na amazonie jest taniej niż w Polsce) i szukałam instrukcji.
Większość osób polecało mieć ploter. Fajnie. Inni kazali korzystać z gotowych szablonów. Świetnie. W końcu skompletowałam metodę wytrawiania dla siebie. Przebiega ono tak:
- szkło, które chcemy wytrawić należy odtłuścić (ja to robiłam zmywaczem do paznokci)
- na odtłuszczoną powierzchnie przykleja się plastikową taśmę klejącą (polecam szeroką)
- na nią dowolnym sposobem mocuje się kartkę z wydrukowanym/narysowanym wzorem
- i wycina się po krawędziach skalpelem/nożykiem tnąc naraz papier i taśmę.
- Na koniec niepotrzebne elementy się odkleja, upewnia się, że krawędzie taśmy są dobrze przyklejone, jeszcze raz przemywa zmywaczem żeby zmyć klej i nakłada krem pędzelkiem/ patyczkiem. Czasem w kremie są grudki należy je w miarę możliwości wyłowić i usunąć. Podobno delikatne mieszanie nałożonego kremu co 1-2 min jest dobrym pomysłem, bo zapobiega bąblom powietrza i nierównościom.
Te smarki po środku to właśnie te grudki. Właściwie to skrystalizowane strupy z kremu. Dobrze się je wyjmuje patyczkiem do szaszłyków.
Smaki mało dziwne jak na Mi, ale nalewka sosnowa i miętowa nie są chyba bardzo popularne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz