21 listopada 2016

Franusiowy bmx

Zbliżały się imieniny Franusia. Duże z niego bydlę urosło, więc taniej wychodziło kupić gotową bluzę w Lidlu niż kupować kilometry dresówki.
Ale z takiej zwykłej bluzy, chociaż potrzebnej, jest mało efektowny prezent. Dlatego urozmaiciłam ją nadrukiem. Oczywiście z beemixem.



Znalazłam Franusiowe zdjęcia jego wehikułu, żeby nie pomylić się tak jak tutaj. I po wydrukowaniu, naprasowałam folię i wycięłam. Szablony zrobiłam dwa. Jeden duży na tył i mały na przód. Dużo było wycinania. Należy pamiętać o połączeniach elementów nie stykających się z ramką jak np środki kół.
szablon robi się tak: bierze się kartkę papieru z wydrukiem czegoś (w tym przypadku bmxa), kładzie wydrukiem do dołu, a na to kładzie się kawałek zwykłej folii spożywczej i prasuje przez jakąś cienką szmatkę rozgrzanym żelazkiem (ja prasowałam rozgrzanym do maksimum przez jedną warstwę szyfonu). Musi być naprawdę bardzo gorące.
Wtedy folia się przykleja. Do wszystkiego. Żelazka też, stąd ta szmatka, ale i tak trzeba uważać.
Potem odrywa się szmatkę od kartki i wycina się szablon.
Po przyłożeniu do koszulki/bluzy/czegokolwiek (oczywiście folią do dołu) i zaprasowaniu, szablon jest przyklejony i można malować nie martwiąc się o przecieki i nierówności (no chyba, że się krzywo wycięło).
Dalej wyglądało to tak:

- przyklejanie szablonu za pomocą żelazka

- malowanie. Farba się zrobiła gęsta i grudkowata, przez co robiły się smugi

- więc likwidowałam je za pomocą gąbki i tapowania. Jak widać, jest to kawałek gąbki do zmywania - trzeba sobie radzić, jak się nie ma innej.

- Tamtaratam! Rower, po odklejeniu szablonu.

Kiedyś ktoś mnie zapytał czy po odklejeniu szablonu na ubraniach nie zostają resztki folii. Do tej pory korzystałam tylko z jednej, cienkiej folii i nigdy nie miałam z tym problemu, ale tym razem użyłam nowej. I jak widać na ostatnim zdjęciu, pod rowerem trochę folii zostało. Trzeba to było zdrapywać, co było upierdliwe. Wcale nie chciało tak łatwo ustąpić. Resztek nie zdążyłam zdrapać - nimi zajął się Franuś, ale prezent tak mu się spodobał, że ta drobna niedogodność wcale mu nie przeszkadzała. Teraz, po kilku praniach, już w ogóle nie ma po tym śladu.

6 komentarzy:

  1. świetny pomysł na prezent :) jeszcze nie korzystałam z tej techniki, ale muszę się w końcu skusić na jakieś zindywidualizowane koszulki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze polecam. Jak widać, często z tego sposobu korzystam ;)

      Usuń
  2. Wyszło świetnie! Nigdy nie malowałam w ten sposób, ciekawy patent :)
    Pozdrawiam serdecznie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się nie ma takiego talentu i pewnej ręki jak Ty, to trzeba sobie inaczej radzić ;)
      Pozdrawiam również! :)

      Usuń
  3. Wygląda trochę, jakby chciał komuś lutnąć. ;)

    OdpowiedzUsuń