30 grudnia 2016

zeszło szydło z drzewa

Mi kiedyś trochę szydełkowała. Wydawało mi się to wtedy mistrzostwem w tej dziedzinie, ale tylko mi się wydawało. Szczytem jej osiągnięć były płaskie placki, ewentualnie czasem zszywane. No ale faktem jest, że podstawy zna, chociaż dobrze to ukrywa. Ponad dekadę.



W każdym razie, nagle Mi zapragnęła tworzyć, ale zabrakło jej sprzętu. A jak już zapragnęła to z rozmachem - szydełkiem nr 20. Znaczy takim o średnicy 20 mm. Ale Mi było szkoda kasy, nie potrzebowała go na już, było dosyć drogie, a dla jednego szydełka cały koszt przesyłki to za dużo. Więc postanowiłam jej takie szydło wyrzeźbić.


Najłatwiej by było mieć kołek o średnicy 20 mm. Ale nie miałam, więc rozglądałam się po pobliskich drzewach. Padło na brzozę, której gałęzie przeszkadzały i i tak trzeba było je trochę przyciąć. Wyhodowała dość proste i grube gałęzie. Wybrałam taką o małej zbieżystości i odpowiedniej grubości. Trzeba wybrać nieco grubszą, niż założona średnica szydełka, bo następnym krokiem jest okorowanie patyka.


Kiedy badyl jest już goły i ma odpowiednią średnicę, można rzeźbić końcówkę. Jak widać na zdjęciu mojego przykładowego szydełka, właściwa jego grubość zaczyna się ok. 2 cm od góry - zwężenie jest dosyć spore, więc jeśli gałąź też się trochę zwęża, nie trzeba się tym martwić. Najważniejsza i tak jest sama końcówka i kilka cm za nią, dalej trzyma się rękę, więc grubość nie musi być idealnie taka jak założona, a gałęzie jak wiadomo są jednak zbieżyste. Chyba, że ktoś chce dziergać tym szydełkiem ścieg tunezyjski, to wtedy lepiej przyłożyć się żeby szydełko było równe i o odpowiedniej grubości na całej jego długości. Ja nie miałam szansy, bo moja gałąź jest trochę krzywa i w miejscu zakrzywienia ma sęk po innej gałęzi odchodzącej od niej, ale dzięki temu szydełko jest unikatowe. A przynajmniej tak pociesza mnie mama.
Podczas rzeźbienia pomocne jest wzorowanie się na jakimś dość grubym szydełku, wtedy widać dokładniej jaki powinno mieć kształt.


Na początku lekko zaostrzyłam końcówkę.



Potem zrobiłam nacięcie i wgłębienie do haczyka,


potem zwężenie pod główką szydełka,


a na końcu oczywiście szlifowanie. Wtedy też, za pomocą cienkiej deseczki owiniętej papierem, wyszlifowałam trudno dostępną szczelinę i zrobiłam odchodzące od niej wgłębienia z obu stron. Zaczęłam od gradacji 100 (jakaś taka wyjątkowo drobna była), a skończyłam na 240. Przy szlifowaniu papierem, ma też znaczenie jego dotychczasowe zużycie, więc najlepiej samemu oceniać czy nie rysuje za bardzo drewna i dobierać gradację zależnie od rezultatów.



A na koniec wygładzanie sposobem, który zawsze stosował tat - szkłem. Nie mogłam nic znaleźć na ten temat w internecie, nie przypominam sobie też żeby na studiach o tym wspominali, więc to chyba zapomniany sposób. Może przez to, że jest dość pracochłonny. Polega na pocieraniu szkłem (butelką, słoikiem) wyszlifowanego drewna, mocno je do niego dociskając. W ten sposób, bez użycia żadnych dodatkowych powłok i chemii, uzyskuje się idealnie gładkie i wypolerowane drewno. Na zdjęciu poniżej trochę widać ten połysk, ale trudno go było uchwycić. W rzeczywistości jest o wiele większy.


To było najbardziej męczące z całego procesu, bom cienias i szybko się męczyłam dociskając i szorując. Dziad trochę pomagał.
Ogólnie samo rzeźbienie i szlifowanie zajęło mi ok. 2 godziny. To naprawdę było łatwe i szybkie.
Jestem tylko niezadowolona z sęków. Chociaż małe, to oba pękły. Większy udział drewna późnego czyli więcej drewna w drewnie i tak się dzieje. Musiałam je mocniej zeszlifować żeby nitki się nie zahaczały, ale szczeliny i tak zostały.

8 komentarzy: