Nie to, że szyłam go aż tyle czasu. Najpierw An musiała wrócić, potem się zastanowić jaki właściwie chce krój (ze szczegółami), a po tym wszystkim jeszcze wybrać kolor i dodatki. Jak wiadomo takie decyzje są niezmiernie ważne i wymagają długich rozmyślań. W końcu to nie miał być byle płaszczyk, tylko wymarzony. Miała przyjść w nim na mój ślub, ale nie wyszło. Zresztą i tak już za dużo tam było osób ubranych przeze mnie.
Inspiracją był płaszcz występujący w pewnym serialu, a właściwie nie tyle płaszcz, co jego wielki kołnierz. Co do reszty, to już tylko mniej istotne szczegóły - krój jest dość prosty, dwurzędowy, z pionowymi cięciami, nieco dłuższym tyłem i raglanowymi rękawami. Lekko rozszerzany.
Najwięcej czasu myślałam nad kołnierzem. Zależało mi żeby nie leżał płasko na ramionach, tylko stał przy karku, a na przodzie już nie, żeby ładnie wyglądał zapięty. W rezultacie okazało się to proste - po złożeniu przodu i tyłu, i dorysowaniu odpowiedniej stójki, odrysowałam jego kształt od wykroju. Wykroiłam jeszcze jego próbną wersję, ale wszystko było ok.
An jest zadowolona, więc ja tym bardziej. I w ogóle bardzo podobała mi się nasza współpraca. Mimo że An na krawiectwie się nie zna, to była zdecydowana co chce, ale jednocześnie nie uparta, a przy okazji jasno mówiła co by chciała zmienić. Po krótkich wyjaśnieniach od razu rozumiała o co mi chodzi, ale nie bała się też pytać o rady, nie zwalając wyboru wszystkich szczegółów na mnie. Do tej pory chyba z nikim mi się tak dobrze nie współpracowało. Klientka idealna!
Płaszcz skonstruowałam jak zwykle na podstawie książki Kowalczyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz