30 grudnia 2016

zeszło szydło z drzewa

Mi kiedyś trochę szydełkowała. Wydawało mi się to wtedy mistrzostwem w tej dziedzinie, ale tylko mi się wydawało. Szczytem jej osiągnięć były płaskie placki, ewentualnie czasem zszywane. No ale faktem jest, że podstawy zna, chociaż dobrze to ukrywa. Ponad dekadę.


24 grudnia 2016

chciałbym żebyś był piwem

Dziad lubi piwo. Bardzo. Dla mnie nie jest to do końca zrozumiałe, ale z moich obserwacji wynika, że tą sympatię podziela większość mężczyzn. Chyba, że tylko udają...
Tak czy inaczej Dziad nie udaje, bo tych świecących oczek i szczęścia wypisanego na twarzy podczas degustacji, nie da się udawać.
Teraz wypisane jest to też na jego koszulce.


Tym razem wyszło mi miejscami mniej równo niż zwykle. Chyba za bardzo chciałam żeby farba była dobrze rozprowadzona we wszystkich zakamarkach i szorowałam pędzlem we wszystkie strony. Zwykle bardziej się spieszę i nie mam czasu się przykładać. Jak widać na dobre mi to wychodziło.
I jak zawsze ten sam sposób na szablon. Trzeba mieć koszulkę (najlepiej jasną, na ciemnych trzeba specjalny rodzaj farb albo duuużo warstw), kartkę papieru ze wzorem, który chcemy namalować, folię spożywczą, szmatkę i żelazko.
Wzorów można szukać np. tu.
Ten konkretny, zmontowany przeze mnie, jest tu.

20 grudnia 2016

koralikowe gwiazdki

Chciałam wreszcie stworzyć coś z koralików. Nie tylko planować, że coś stworzę. Otworzyłam pudełko z koralikami i znalazłam dawny twór, przez co przypomniała mi się taka historia:




6 grudnia 2016

ciążowa bluza do karmienia

Ada jest w dwupaku z mini człowieczkiem. A że mini człowieczek ciągle się stara być mniej mini, to przestała się mieścić w ubrania które ma. To zaproponowałam pomoc. Okazało się, że nawet ma wybrane konkretne modele. I chociaż Ada sama trochę szyje, to nie odważyła się za nie zabrać.
A modele ubrań dla kobiet w ciąży albo z mini ludźmi już nieograniczonymi brzuchem są bardzo sprytne. A najsprytniejsze są dla karmiących piersią. A ja lubię kombinować i szyć sprytne ubrania, więc się w sprawę bardzo zaangażowałam.
"Ciążowa" i "do karmienia" trochę się wykluczają, ale chodziło o ubrania do karmienia, w które można się zmieścić jeszcze w ciąży.



21 listopada 2016

Franusiowy bmx

Zbliżały się imieniny Franusia. Duże z niego bydlę urosło, więc taniej wychodziło kupić gotową bluzę w Lidlu niż kupować kilometry dresówki.
Ale z takiej zwykłej bluzy, chociaż potrzebnej, jest mało efektowny prezent. Dlatego urozmaiciłam ją nadrukiem. Oczywiście z beemixem.


14 listopada 2016

skórzany męski komplet

Mati to niezwyczajny człowiek. Nasza znajomość też nie zaczęła się zwyczajnie. Pewnego dnia zaczął mnie pozdrawiać za pośrednictwem Mi, nic o mnie nie wiedząc. Potem pozdrawiał już mniej pośrednio, przez internet, a później już całkiem bezpośrednio. I tak to trwa od lat. Fajnie, prawda? Bo i Mati jest fajny. A ja lubię szyć fajnym ludziom różne rzeczy. A jeszcze bardziej lubię jak się nie czają i walą prosto z mostu co chcą. Mati zechciał listonoszkę. Nawet skórę załatwił na ten cel. A potem kupił sobie kundla, więc dożyczył sobie jeszcze kieszeń na niego.



9 listopada 2016

czerwona bluza

Dawno, dawno temu kupiłam dość tanią dzianinę dresową w szalonym czerwonym kolorze. Planowałam uszyć z niej bluzę, ale jakoś tak się nie złożyło i kilka lat przeleżała w szafie. Poza tym nie mogłam znaleźć odpowiedniego wykroju. A jak już kiedyś wspominałam boję się konstrukcji dzianiny, więc sama się tego nie podjęłam. W końcu zainspirowały mnie realizacje dziewczyn wykroju na bluzę z papavero.



3 listopada 2016

wełniane skarpety bezszwowe

Mojej biednej mamie marzną stopy. Zwłaszcza teraz. Termofor w łóżku jest niewystarczający. Zaczyna się od stóp, a potem to już we wszystko zimno. Więc wydziergałam mamie bezszwowe skarpety na drutach.
Znalazłam jakąś wiekową mieszankę wełny, która nadawała się w sam raz na ciepłe skarpety.


24 października 2016

Stare Dobre Małżeństwo

"Prezent rocznicowo-imieninowy. Dziubany pracowicie w komunikacji miejskiej, w łóżku, w różnych życiowych poczekalniach. Suszy się na sznurku po spieraniu kredy, a przed prasowaniem."


I kto by to pomyślał, że Mi taka zdolna. Dawno temu na świetlicy z panią Jolą coś tam krzyżykowały i wydawała mi się wtedy mistrzem, ale potem nie dawała po sobie poznać, że nauka pani Joli taka długotrwała. A tu proszę. Wydłubała prezent dla teściów.


Tak więc tym razem gościnnie występ Mi, która na co dzień, hobbistycznie zajmuje się trochę czym innym. Taki z niej pigmej praktykujący kulturę zbieracko - łowiecką. 
...Łowicką...?

9 października 2016

filcowana torba

Dawno, dawno temu Tat, za sprawą Mira, załatwił mi wełnę. Taką prawdziwą, od górala. Z prawdziwej owcy. Tak prawdziwą i prawdziwej, że nawet jakieś trawy, które owca zgarnęła po drodze, dało się w niej znaleźć. Przędza była bardzo zróżnicowanej grubości. Momentami cienka jak nitka, a kiedy indziej puchata. Chyba góral sam ją prządł. I potwornie gryzła. Najpierw zrobiłam z niej sweter. To był chyba mój pierwszy w życiu sweter. Ale tak strasznie gryzł, że trzeba go było nosić na golf (szyję też gryzł), a jak wiadomo wełna sama z siebie grzeje, więc nie dało się w nim wytrzymać.
W każdym razie, jako że na odzież wełna się nie sprawdziła postanowiłam spożytkować ją inaczej. Sfilcować! Mi wysyłała mi w tamtym czasie wszystkie ładne, śmieszne i dziwaczne rzeczy dziergane jakie znalazła. Były to między innymi schematy obrazków. Wśród nich była lecąca gęś albo koń na filcowanej torbie. Gdyby nie to, pewnie bym nie wpadła żeby zrobić sobie torbę i myślałabym raczej o wykorzystaniu tego wzoru na swetrze. A to jednak byłoby zbyt hipsterskie jak na mnie.


Dobrze się składało, że wełnę miałam w dwóch kolorach - z ciemnej i jasnej owcy. Przez to nie musiałam się martwić, że coś zafarbuje, bo to najlepszy melaninowy barwnik from owca.
Gęś bardziej mi się spodobała. Konie są przereklamowane. Miałam też na zbyciu szarą wełnę więc mogłam zrobić gęsi cienie.
Gęś jest trochę za duża i nie całkiem mieści się w kadrze, ale nie chciałam przesadzić z wielkością worka. Na żywo nie rzuca się to w oczy i wbrew oczekiwaniom dużo osób chwaliło torbę z "fajnym łabędziem".

1 października 2016

poducha na szpilki

Na specjalne życzenie urodzinowe Mi, która z braku poduszki na szpilki wbijała je w tablicę korkową. Biedne szpilki. Taraz na tablicy korkowej zamiast szpilek jest rower.



28 września 2016

czarno - szaro - granatowa

Miałam wielką ochotę coś uszyć. A najbardziej lubię szyć sukienki. Na papavero były akurat sukienkowe puzzle, więc wybrałam zakazaną górę i bezglutenowy dół. Dumna z siebie pokazałam rezultaty moich przemyśleń Dziadowi, a on sprowadził mnie na ziemię, pytając czym to się będzie różnić od reszty moich kiecek. Miał racje! Byłaby właściwie identyczna. Dlatego w rezultacie wyjątkowo zdecydowałam się na prosty, ołówkowy dół drugiej trzeciej i czwartej sukienki zakazaną górę.



20 września 2016

ślub i koronki

Jak wspominałam miałam problem ze znalezieniem sukni ślubnej. Przez pewien czas już w ogóle żadna sukienka mi się nie podobała. Nie sądziłam, że kiedyś będę w takim stanie, bo uwielbiam nosić i szyć sukienki. Całe szczęście już się trochę z tego stanu wyleczyłam. Nie wiem jak niektóre kobiety mogą latami myśleć o ślubie - mnie to wykańczało i frustrowało.
Ta sukienka też nie wyszła jakaś niezwykła. Wpisuje się raczej w standardy ślubne, ale myślę, że jest skromniejsza niż większość, a ponieważ ślub też był skromny to dziwnie byłoby wystąpić w jakiejś bezie. Poza tym od początku wiedziałam, że chce jeszcze w tej sukience pochodzić. Planuję ją skrócić i przefarbować. Uwzględniłam to na samym początku kupując naturalne tkaniny (znalezienie takich nie było łatwe, szyfon niestety jest sztuczny), które pozwalają się stosunkowo łatwo farbować, poza tym lepiej się czuję w naturalnych tkaninach. Dlatego też na starcie odrzuciłam sztywne tiule, świecące poliestrowe satyny i szeleszczące tafty. To by później i tak wyglądało jak przerobiona ślubna.

Na całą suknię kupiłam 6 metrów satyny bawełnianej (60%- wystarczająco żeby dała się trochę zafarbować i żeby nie gniotła się jak 100% bawełna) i szyfonu, koronki ile było, czyli 0,7 metra (starczyło i jeszcze sporo zostało), 3 metry podszewki i dodatkowo 6 metrów fiszbin. We wszystkim uwzględnione zostały niewielkie zapasy.



1 września 2016

mało weselna sukienka

Wszystkie moje sukienki są bardzo do siebie podobne - najczęściej bez rękawów, dopasowane górą (z cieciami francuskimi) i rozkloszowane dołem, bo w przylegających źle się czuję. No i niby nic w tym złego i mogłabym założyć na wesele którąś z nich, ale pretekst do uszycia sobie nowej, trochę innej jest tak oczywisty, że aż żal z niego nie skorzystać.
Tym razem chciałam uszyć coś innego, takiego, żeby nawet Dziad zauważył różnice nie tylko kolorystyczną. Sukienkę, która będzie elegancka, z której będę naprawdę zadowolona, będę się w niej dobrze czuć i dobrze wyglądać.
Po dopytywaniu Dziada co mu się podoba (w końcu to jemu przede wszystkim mam się podobać) wybrał gorsetową górę, ale na cienkich ramiączkach. A co do dołu nie miałam zbyt wielkiego wyboru, bo jak już wspomniałam nie lubię sukienek przylegających, więc stwierdziłam, że spróbuję uszyć spódnicę z 3/4 koła. Takiego wycinka koła jeszcze nie szyłam.

Dopiero na tym zdjęciu zobaczyłam jak się małpa wyciągnęła. Dużo czasu jej to zajęło bo odwieszałam przez dobę i wszystko było w porządku. Może kiedyś to poprawię, ale na razie zamierzam udawać, że tak miało być.


17 sierpnia 2016

sosnowy goryl na zdrowie*

Tat od zawsze lubił goryle. A ja od zawsze miałam problemy żeby mu znaleźć jakiś prezent na urodziny. A że zaczęłam rzeźbić, to już od dawna, postanawiałam wydłubać mu w drewnie goryla. Te urodziny były dobrą okazją.



16 sierpnia 2016

prezentowe wytrawianie szkła

Z Dziadem robimy czasem nalewki. Najczęściej sosnową i owocowe jak nas natchnie. Ja nawet nie lubię alkoholu, więc nie schodzą zbyt szybko. Na razie mamy zapas i nie robimy nowych. A skoro mamy zapas to możemy się podzielić, zwłaszcza, że niewielu jest ludzi takich jak ja, okazji dużo, a mało kto wie, który smak najbardziej lubi. Podczas kupowania dużych butelek rzuciły mi się w oczy takie małe 50 ml buteleczki. Były urocze i tanie, więc żal było ich nie wziąć. To wzięłam. I dlatego Mi dostała imieninowe próbki naszych dzieł. Poza tym zbliżał się lalowy ślub, a ponieważ Lala jest większy i wybrał smaki, które lubi najbardziej dostał dwie duże butelki. Ale na tym nie koniec. Kolory nalewek nie są wcale takie oczywiste i na ich podstawie trudno poznać, która ma jaki smak, a naklejki nie wychodzą zbyt ładne domowymi sposobami, więc postanowiłam nazwy wytrawić. Lalowym butelkom niestety nie zdążyłam zrobić zdjęć.


Wytrawiać można na dwa sposoby - chemicznie i mechanicznie. Z mechanicznym wytrawianiem jest taki problem, że trzeba mieć wprawę i narzędzia (wtedy jeszcze nie miałam dremelka), a i tak łatwo gdzieś zjechać, dlatego zdecydowałam się na wytrawianie chemiczne. Kupiłam krem do wytrawiania (na amazonie jest taniej niż w Polsce) i szukałam instrukcji.

7 sierpnia 2016

papierowy żyrandolowy klosz

Mieliśmy strasznie paskudny żyrandol, ale nie że "trochę brzydki, no trudno, niech już wisi". Nie. Był brzydki, zajmował dużo miejsca, trochę się rozwalał, a żarówa i tak dawała po oczach.
Dziada tak wkurzała, że po prostu gasił światło, zapalając lampkę i wkurzał mnie, uniemożliwiając mi czytanie.


Ale nie ma tego złego, bo już od dawna chciałam wypróbować znalezioną w internecie instrukcję na papierowy klosz do lampy origami. Instrukcja jest co prawda niemiecka, ale chociaż nic z tego języka nie rozumiem, to to absolutnie w niczym nie przeszkadza. Na zdjęciach wszystko widać.
Ja jednak musiałam jeszcze pokombinować. Lubię mieć dużo światła i bałam się, że papier za mocno je przyciemni. Po wstępnych badaniach moje obawy się potwierdziły. Dlatego postanowiłam papier zaolejować. Wtedy robi się bardziej przezroczysty, a światło przepuszczone przez niego jest jasne, ładnie rozproszone, a przede wszystkim nie wali w oczy.

9 lipca 2016

zerżnięte przeróbki

Od dawna brakowało mi uniwersalnej sukienki, w której bym się dobrze czuła. Uszyłam już kilka dzianinowych kiecek, ale z każdą było coś nie tak i nie czułam się w nich tak swobodnie jak powinnam.



30 czerwca 2016

pleciony pasek

Urwał mi się pasek od zegarka. Po raz kolejny. Z zegarka korzystam jakąś dekadę i dobrze się miewa. Poza koniecznością wymiany baterii co jakiś czas, nic mu nie dolega. Ale żaden pasek nie wytrzymał zbyt długo. Wszystkie robione są tak samo i przy mocowaniach skóra jest tak cienka, że wytrzymuje góra kilka miesięcy. A że po odpowiedni pasek muszę jeździć do Miasta i zbaczać z moich standardowych tras to stwierdziłam, że tym razem pasek zrobię sobie sama.



13 czerwca 2016

dzianinowa sukienka z kołnierzem

Była to chyba pierwsza rzecz uszyta na lidlowej maszynie do szycia. Wpadłam w szał wypróbowywania wszystkich jej ściegów, wygłodzona po babcinym Łuczniku, który miał tylko prosty ścieg. Zobaczyłam ją na papavero i od razu mi się spodobała. Uszyłam ją już dość dawno, ale dopiero teraz doczekała się zdjęć.


26 maja 2016

kolisty, szyfonowy dół ślubny

Było o gorsecie to teraz czas na dół.
Dół mojej ślubnej sukni to jedna z prostszych konstrukcji. Są to wycinki koła albo całe koło.
Dla przypomnienia najprostszy wzór (za R. Kowalczykiem) na promień koła w talii to
- w przypadku półkola:
r=1/3*ot-1
- w przypadku koła:
r=1/6*ot-1,
gdzie ot to obwód talii.
Dół z satyny i podszewki to półkole, a z szyfonu koło. Chciałam dodać w ten sposób zwiewności.



8 maja 2016

gorsetowa góra ślubna

Jak już pisałam postanowiłam uszyć sobie suknię ślubną. Po przymierzaniu prototypu padło na gorsetową górę i półkole. Tylko, że ja niewiele wiedziałam o gorsetach. A bardzo trudno było mi znaleźć polskie strony opisujące szycie gorsetowych gór sukienek. Jeśli już znalazłam jakieś porady to zazwyczaj dotyczące szycia gorsetów wyszczuplających z wiązaniami i całym tym rusztowaniem, które służą robienia sobie talii z beztalia i zaliczają się do odrębnej gałęzi krawiectwa. A ja tylko chciałam się zabezpieczyć przed pokazywaniem publicznie biustu i uszyć sobie ładną sukienkę. Cenne informacje znalazłam na anglojęzycznych stronach, ale raczej nie uwzględniały one konstrukcji takich tworów. Dlatego musiałam radzić sobie sama.

Jak widać Sznurek jest za chudy i ma za mały biust na ten gorset. Z nim zawsze są takie problemy.


4 maja 2016

Katiusza

Zwana inaczej Dexfalią. A z rodowodu to Volkswagen T3 Westfalia. A dlaczego akurat ten? Ano dlatego, że Sławek jest miłym i uczynnym człowiekiem i użyczył nam właśnie taki wehikuł na majówkę, więc należał mu się prezent. Dzięki niemu 4 osoby mogły sobie spokojnie i wygodnie spać, i pomieszkiwać gdzie popadnie. A popadło tym razem w Puszczy Białowieskiej.



27 kwietnia 2016

stopki do maszyny 2

Kolejna porcja stopek sprezentowanych mi przez Mi na urodziny. Nie od razu wiedziałam do czego one służą, a że wszystkie zostały kupione za granicą musiałam sama to rozszyfrować.
Cześć pierwsza o stopkach jest tu.
 


4 kwietnia 2016

prototypy ślubne

To już druga ślubna kieca w mojej karierze. Z tamtą szło łatwiej, bo to było zamówienie. Teraz sama muszę sobie jakąś znaleźć. Nie podoba mi się ten cały szum związany ze ślubem i wizyty w salonach ślubnych. W ogóle nie mam motywacji żeby się za to wziąć. Poza tym mam straszny problem ze znalezieniem kiecy, która mnie usatysfakcjonuje. Nie mogę się też zdecydować na żadną z typowych ślubnych tkanin. Nie podobają mi się satyny, tafty, tiule ani większość koronek. Co do kroju, wiem, że ma być dopasowana w talii z rozkloszowanym dołem, ale żadnego przykładu, który by mi w całości odpowiadał, nie mogę znaleźć. Jak łatwo można zauważyć lubię proste formy ubrań. Suknia ślubna też musi być w tym stylu. Chciałam prostą i skromną, ale żeby było widać, że to jednak ślubna. No i żebym wyglądała w niej jak człowiek.
Od początku wiedziałam, że moja suknia musi mieć kieszenie (jak wszystkie moje rzeczy) i prawdopodobnie rękawki (żeby w kościele nie chodzić w negliżu), ale konkretnego kroju nie mogłam wybrać. Dziad bardzo mi pomógł w podjęciu decyzji, bo na przeglądanych zdjęciach spodobały mu się gorsetowe góry, a rękawki stanowczo odrzucił. Ale ja tak łatwo z nich nie zrezygnowałam. Wymyśliłam je sobie z koronki. W każdym razie wiedziałam już, że nie będzie na ramiączka. Chciałam lekko rozkloszowaną, ale jednak dosyć wyraźnie, żeby nie wyszedł z tego grecki empir. Wahałam się co do długości, ale żeby nie była to kopia kiecy Mi, wybrałam długość do ziemi. Niby klasyka, ale ciągle nie znałam szczegółów.

Jak widać trochę się zsuwa i marszczy, ale to w końcu prototyp. Mam nadzieję, że fiszbiny temu zaradzą.


22 marca 2016

zasłona milczenia, kieca bezwzględności

Po eksperymentalnej przymiarce mojej zielonej kiecy przy okazji szycia sukni ślubnej, Mi ze zdziwieniem odkryła, że krój sukienki odcinanej w talii i lekko rozkloszowanej dobrze na niej wygląda. Ogólna forma też spotkała się z uznaniem. No i zażyczyła sobie takiej samej. A że jej ostatnim lumpeksowym łupem była zielona żakardowa zasłona, to nawet kolor ten sam. I tak powstała druga zielona sukienka o identycznym kroju.


16 marca 2016

frywolitkowy smok

Robienie małych frywolitkowych pierdółek zaczęło mnie nudzić. Nie tyle samo dłubanie, co raczej banalność dzieł. Chciałam wyzwanie i coś oryginalnego. Wtedy natknęłam się na smoka. Od razu skojarzył mi się z An, więc miałam odbiorcę (lubię robić wiedząc dla kogo). Nie wiedziałam tylko jaki kolor będzie odpowiedni. Nie znam się na smokach. Wybrałam klasyczny czarny.



14 marca 2016

macki, ufo i kaktus

Co to wszystko ma wspólnego? Ścinki!

Macki
Dawno, dawno temu rzuciła mi się w oczy pewna poduszka, każąc myśleć o An. A teraz z okazji jej urodzin, a także innych czynników wymagających zadośćuczynienia i ogólnej sympatii do niej, postanowiłam dać jej prezent. To osoba, z którą nigdy nie mam problemów jeśli chodzi o wymyślanie prezentów. Zawsze mam jakiś pomysł. Bo też jej zainteresowania i miłości są stałe, i spójne. Tym razem ponieważ myślałam że czeka ją podróż, padło na poduszkę podróżną pod kark. Co prawda okazało się, że na razie nie wyjeżdża, ale poduszka zawsze się przyda. Ale to nie mogła być zwykła, nudna poduszka. Dlatego dostała macki.



29 lutego 2016

poprzeczny swetroperz

Jak się okazało Mi lubi nietoperze. Nic na to nie wskazywało, to zawsze ja je lubiłam, a tu taka niespodzianka. I z cennego 60% wełno-akrylo-nylonu zażyczyła sobie właśnie nietoperza. To jej zrobiłam drugi w mojej karierze sweter-nietoperz na podstawie kształtu kupionego swetra robionego w poprzek. Znaczy się kimonowy sweter na drutach. Pierwszy zaginął w mrokach dziejów, jak wiele innych wspomnianych tutaj dzieł. Mroki są bardzo przepastne i już dawno nie mam do nich dostępu.



8 lutego 2016

zimowy plaszcz

Przyszła zima, a ja, pozbawiona mięśni zawsze marznę. Poza tym od dekady chodzę w jednym płaszczu, który jest na mnie za duży i którego kołnierz mi się nie podoba. Ale ja nienawidzę zakupów i nie kupuję ubrań (no dobra, dżinsy, bieliznę i koszulki kupuję), a już na pewno nie płaszcze, które są zawsze koszmarnie drogie i zazwyczaj jakieś niedorobione. Bo ja mam wysokie wymagania. Przede wszystkim płaszcz koniecznie musi mieć duży kaptur i duże kieszenie. Jak szyję sama to mogę tego dopilnować. I tak zrobiłam. Dodatkowo zadbałam o to żeby płaszcz był ciepły - dałam dwie warstwy grubej ociepliny. Najwyżej będę wyglądać grubo. Trudno, przynajmniej będzie mi ciepło.
Płaszcz jest dwurzędowy, dopasowany w talii i rozkloszowany - z przodu ma po dwie zakładki z każdej strony, a z tyłu trzy kontrafałdy. To była moja inspiracja.



24 stycznia 2016

gliniany słoń

Dawno, dawno temu, w grudniu 2013 roku, kiedy jakiekolwiek wspólne plany z R. wydawały się jeszcze realne, podczas omawiania ich ulepiłam słonia. A właściwie słonika, bo jak widać po jego proporcjach, jest to młody osobnik. R. znalazła filmik z tutorialem, a ja z niego skorzystałam. Słoń jest z gliny, ale równie dobrze można go ulepić z modeliny albo masy polimerowej. Nie miałam pod ręką żadnych narzędzi, którymi mogłabym zrobić mu detale typu oczy, więc po prostu ich nie ma.Dostał go Tat, chociaż miał zastrzeżenia co do pozy - słonie zazwyczaj chodzą inaczej.


19 stycznia 2016

kieca ślubna Mi - podsumowanie

Mi tak się prezentowała na ślubie. Widać trochę niedociągnięć, ale goście chwalili sukienkę, chociaż to raczej oczywiste - mało kto przychodzi na ślub i mówi świadkom, że panna młoda brzydko wygląda. Mi też jest zadowolona. Cieszę się, że po wszystkich stresach związanych z szyciem w końcu się udało bez większych wpadek, na czas, a główna bohaterka nie ma swojej kreacji nic do zarzucenia.
I już wiem dlaczego kieca się marszczy na brzuchu! Mi jest po prostu garbata! Na Sznurku wygląda dobrze, bo Sznurek będąc manekinem nie ma możliwości się garbić. A Mi będąc Kwazimodo nie nie ma możliwości być prosto.
Przy okazji szczerze polecamy studio fotograficzne White Shadow. Nie dość, że to fajne ludki, to jeszcze jakie zdjęcia potrafią robić! Naprawdę się na tym znają. Mi przed ślubem napatrzyła się na różne sesje i nachwalić się nie może swojej. Od osób, które zdjęcia widziały, też ciągle słyszę opinie, że inni znajomi takich dobrych zdjęć nie mieli. Więc polecamy.



12 stycznia 2016

stopki do maszyny*

Nazbierała mi się ich już ładna kolekcja. One też w części były prezentami gwiazdkowymi, ale jest ich na tyle dużo, że zasłużyły na oddzielny post z krótkim opisem do czego służą.
Jak to już było gdzieś wspomniane mam popularną maszynę z Lidla - Silver Crest. Bardzo ją sobie chwalę, po Łuczniku bez żadnych funkcji to oczywiste, chociaż niestety, mimo że minął dopiero rok od jej kupna, musiałam ją już reklamować. Maszyna ma tak zwany uchwyt matic (teraz większość maszyn taki ma), który bardzo ułatwia i przyspiesza wymianę stopek. Stopki do uchwytu tego typu charakteryzują się tym, że są płaskie i mają taką małą poprzeczkę od góry.
W komplecie z maszyną dostałam takie stopki:



11 stycznia 2016

prezenty

Tym razem nie takie, które zrobiłam, ale które dostałam. Przydatne do dłubania.
Na pierwszym miejscu szlifierka. Ale nie taka zwykła. Z bajerami. A właściwie narzędzie wielofunkcyjne.
Od dawna chciałam mieć małą zgrabną szlifierkę, która pomoże mi chociaż trochę w najczęstszej i najbardziej upierdliwej czynności konserwatora. Ta poza szlifowaniem umie jeszcze ciąć i piłować, i ma skrobak do usuwania powłok czy tapet.



2 stycznia 2016

nastopki

Mi jest dziwna. Zażyczyła sobie znaleziony na jakiejś hipisowskiej stronie taki dziwny twór. Co prawda, zażyczyła sobie w lecie, ale wtedy szyłam jej ślubną kieckę, więc dostała zimą. Takie ozdoby na stopy, zwane za morzem sandałami na bose stopy. Chyba kiedyś gdzieś na tym hipisowskim blogu była do tego instrukcja, ale zniknęła. W każdym razie wzór był naprawdę prosty- ze zdjęcia dało się łatwo odszyfrować jak to zrobić.
Nastopki składają się wyłącznie z  łańcuszków, półsłupków na łączeniach i podwójnych (podwójnie nawijanych) słupków. No i ze sznurków. Miałam pretekst żeby się pobawić laleczką dziewiarską. Fajnie było.


Tylko wyszły większe niż się spodziewałam. Już i tak raz je zmniejszałam, ale ciągle są duże. Potem prasowałam licząc, że się trochę skurczą. Raczej niewiele to dało. Mi jest niewielka i ma małe stopy. A że mnie opuściła, to nie miałam ich pod ręką żeby przymierzyć. Zawsze może to uznać za górę od bikini. Ale podomową, bo takim ekshibicjonistą raczej nie jest.


Okazało się, że nawet w miarę pasują, a Mi uzupełnia nimi wakacyjne stylówy, wożąc się po ciepłych krajach i zwiedzając świat.